Sobota, godzina 11:24
Tego dnia, jako pierwszy obudził się Jack. Już nie pamiętał, kiedy ostatnim razem tak dobrze mu się spało. Żadnych koszmarów czy obrazów z przeszłości, nic.
Wziął głębszy oddech i powoli otworzył oczy, zaraz unosząc jedną dłoń, aby
przetrzeć zaspane oczy. Która to godzina? Gdy uchylił szerzej jedną powiekę
zauważył, że jest w sypialni Zack’a, a do drugiego ramienia tulił się wciąż
śpiący Noah. Na ten widok mimowolnie się uśmiechnął, po czym ostrożnie, aby nie
budzić chłopca, wyplątał się z jego objęć i kołdry, podnosząc się z łóżka i
przeciągając, niczym rasowy kocur. Dobrze, że dziś nie musieli się nigdzie
spieszyć. Wyszedł z pokoju po cichu, kierując się najpierw do łazienki, gdzie
wziął szybki prysznic, by czystym i odświeżonym wyjść z niej po dwudziestu
minutach. Ubrany był w brązowe rurki i zielono czarną koszulę w kratę.
Przeczesując palcami włosy poszedł do salonu, gdzie od razu dostrzegł wciąż
śpiącego Zack’a. Klatka piersiowa unosiła się miarowo, wyraz twarzy miał
spokojny, jak nigdy, a koc jedynie nieznacznie przesłaniał dolne części nagiego
brzucha. Białowłosy nigdy nie sypiał w koszulkach, do czego Jack zaczął się już
powoli przyzwyczajać. Choć widok jego nagiego, ładnie wyrzeźbionego torsu nie
raz przyprawiał go o gorąc na policzkach. Podszedł nieco bliżej i poprawił mu
koc, przykrywając go całego, aby nie zmarzł, bo temperatura z dnia na dzień
coraz bardziej spadała. Przy okazji spojrzał na jego znajomą twarz,
przyglądając się jej przez chwilę, jakby chciał zapamiętać każdy, nawet
najdrobniejszy jej szczegół. W końcu jednak odsunął się z uśmiechem, patrząc na
śpiącego jeszcze chwilę, aż w końcu udał się do kuchni, gdzie zaczął robić
śniadanie. Jako, że w końcu lodówka była pełna, było w czym wybierać. Od razu
wyjął z niej kilka jajek, parówki, poszukał w szafce chleba i patelni i zaraz
zabrał się za robotę. Po niedługim czasie po domu zaczął się roznosić przyjemny
zapach jedzenia. Jack nawet nie zauważył, gdy ktoś przystanął sobie w progu,
obserwując go spod w pół przymkniętych powiek. Tego dnia, jako pierwszy obudził się Jack. Już nie pamiętał, kiedy ostatnim razem tak dobrze mu się spało. Żadnych koszmarów czy obrazów z przeszłości, nic.
- Nie chwaliłeś się wcześniej, ze umiesz gotować. - rozległ
się nagle głos tuz przy uchu zielonowłosego, na co ten aż podskoczył,
wypuszczając jajko z ręki, i najpewniej zostałaby z niego mokra plama na
podłodze, gdyby Zack w ostatniej chwili go nie złapał, odsuwając się
nieznacznie od zielonowłosego z rozbawionym uśmiechem. Ten zaś posłał mu
piorunujące spojrzenie.
- No naprawdę, mógłbyś chociaż dać jakoś znać o swojej
obecności, a nie. Chcesz, żebym zawału dostał?- rzucił, grożąc mu widelcem.
- No wybacz, nie wiedziałem, że aż tak Cię wciągnęło.-
zaśmiał się białowłosy, zaraz jednak zaglądając mu przez ramię na te wszystkie
pyszności. – Jak chcesz, to mogę być Twoim degustatorem.-rzucił, wyciągając
rękę po coś dobrego, jednak Jack pacnął go widelcem w rękę, tak, że ten od razu
ją zabrał, posyłając mu spojrzenie skrzywdzonego dziecka. - Ej!-rzucił, robiąc
zabawnie nachmurzoną minę.
- Nie ma. Jak poczekasz to dostaniesz..- rzucił
zielonowłosy, celując w niego widelcem.
- Kiedy ja jestem głodny!-zamarudził białowłosy.
- Jak poczekasz, to nic Ci się nie stanie.- upierał się
Jack, i choć Zack jeszcze kilka razy próbował się dobrać do jedzenia, to zawsze
kończyło się to tak samo. W końcu jednak zrezygnowany usiadł przy stole,
czekając, aż kuchareczka skończy. W miedzy czasie obudził się również Noah i
przyszedł do nich do kuchni, siadając obok Zack’a. Jednak przez zapachy ślinka
aż ciekła, a oni ledwo wytrzymali, więc zaczęli zgodnie uderzać rękami w stół,
domagając się jedzenia. Co prawda zabawa się skończyła, gdy dokładnie miedzy
nimi wylądował widelec, wbijając się w blat stołu. Od razu obaj zamilkli i
zrobiło się cicho. W końcu jednak Jack zlitował się nad nimi i w końcu na stole
pojawiły się talerze z sadzonymi jajkami, tostami, parówkami i paroma innymi
pysznościami. Całą trójką zabrali się za jedzenie, a po posiłku Zack pomógł
Jack’owi zmywać. Gadali sobie o różnych rzeczach, póki nagle do pokoju nie
wbiegł zasapany Noah szeroko otwartymi, błyszczącymi oczami i szerokim
uśmiechem, dopadając zaraz nóg mężczyzn i ciągnąc ich stanowczo.
- Chodźcie szybko! Musicie coś zobaczyć!- zawołał, zwracając
na siebie ich uwagę.
- Co jest, Noah?- zapytał Zack, odstawiając talerze i
patrząc na chłopca z lekko uniesiona brwią, jednak ten zamiast odpowiedzieć,
złapał go za wolną rękę i zaczął ciągnąć w stronę drzwi.
- Chodź, chodź!- zawołał wesoło, po czym puścił go i pobiegł
do salonu. Białowłosy obejrzał się na Jack’a, który wytarł ręce, wzruszając
lekko ramionami, nie mając pojęcia, o co małemu może chodzić. Jednak ciekawość
wzięła górę i obaj poszli do salonu. Jakież było ich zaskoczenie, gdy Noah
odsłonił rolety, a za oknem było….biało. Dosłownie. Zszokowani podeszli bliżej
okna i przyjrzeli się dokładnie, jakby nie wierzyli własnym oczom. Ulice Paryża
zasypał biały puch, którego zebrała się już całkiem spora warstwa, więc musiało
padać całą noc. I wciąż padało. Balkon Zack’a był przyozdobiony śniegiem,
wyglądając nawet lepiej, niż codziennie.
- O matko…kiedy to…który dzisiaj jest?- rzucił czerwonooki,
spoglądając z zaskoczeniem na Jack’a. ten zaś zerknął za siebie na kalendarz
widzący na ścianie.
- Trzeci. Mamy już grudzień.- zauważył, równie zszokowany
tym faktem, jak Zack. Nawet się nie zorientowali, gdy miesiąc im się zmienił.
- Pójdziemy na dwór? Pójdziemy?- rzucił wesoło Noah,
podskakując z radości i patrząc z pięknym uśmiechem na swoich opiekunów. Ci zaś
spojrzeli po sobie po czym wzruszając ramionami również się uśmiechnęli.
- Najpierw trzeba się ciepło ubrać.- zauważył Jack,
spoglądając na chłopca z uśmiechem. Ten zawołał wesołe ”Hura!” i już go nie
było, zaś Zack zaśmiał się cicho.
- W sumie…spacer do parku dobrze nam zrobi.- stwierdził
spoglądając na zielonowłosego.
- Trzeba wziąć marchewkę.- zauważył wesoło Jack, po czym
obaj poszli się szykować. Dzień zapowiadał się naprawdę milo i przyjemnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz