- Że co?!- rzucił staruszek, wytrzeszczając oczy na
białowłosego, który uśmiechał się od ucha do ucha i posyłał mu proszące
spojrzenie.- Zack, czyś Ty kompletnie oszalał?- zapytał znów, a szok z jego
twarzy widocznie zejść nie chciał.
- No proszę Cię, szefie. Nie oddam go do domu dziecka, sam
dobrze wiesz, jak w nich jest. On nie ma nikogo, prócz nas.- kontynuował
białowłosy, jeszcze bardziej pochylając się nad biurkiem. Starszy mężczyzna
pokręcił głową, po czym uniósł ręce i wstał z fotela, aby zaraz przejść kilka
kroków po gabinecie.
- Eh..Zack.- zaczął, spokojniej.- Ja rozumiem, że czujesz
się za niego odpowiedzialny. Ale nasza organizacja to nie jest dobre miejsce
dla takiego chłopca. Naprawdę chcesz go mieszać w ten świat?- rzekł, odwracając
się przodem do rozmówcy.
- Nie chcę. Ale nie proszę o to, byś wytrenował go na
zabójcę. Proszę, żebyś zapewnił mu tu szkołę, bo dobrze wiesz, że ludzie w
organizacji są najlepszymi nauczycielami. I jeszcze zależy mi na tym, by w
razie, gdybym nie mógł się nim zająć z powodu pracy, abyś Ty to zrobił. O
więcej nie proszę.- odparł równie spokojnym i rzeczowym już tonem. Staruszek
przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Sam nie wiedział, co miał zrobić w tej
sytuacji, co Zack postanowił wykorzystać na swoja korzyść. - Już nie pamiętasz
jak to było ze mną i Roxy?- dodał, uśmiechając się.
- To było co innego. Miałeś wtedy szesnaście lat, a nie
sześć.- stwierdził starszy, spoglądając znów na Zack’a, a w jego oczach łatwo
było dostrzec, że wspomnienia, które natychmiast wróciły do jego głowy, zaczęły
silnie oddziaływać na jego silną wolę i zdrowy rozsądek.- Poza tym… to było
zupełnie co innego.- dodał, odwracając spojrzenie gdzieś w bok.
- Inne było tylko to, że nas znalazłeś samych, na deszczu.-
stwierdził młodszy. Cóż, prawda była taka, że tej nocy, parę ładnych lat
wstecz, gdy szef nie był jeszcze tak siwy, wybrał się na spacer po obrzeżach, w
okolicach kryjówki. Tam przypadkiem natknął się na dwójkę dzieciaków,
chowających się między kontenerami przed deszczem. Nigdy nie był mężczyzną bez
serca, co więcej, miał niezwykłą słabość do dzieci i zwierząt. Nie potrafił
przejść obojętnie, dlatego zabrał ich do siebie. I od tamtej pory Zack i Roxy
stali się częścią tej organizacji. Wspominając te wszystkie lata w jednej
chwili szef znów dał się ponieść emocjom. Po krótkiej chwili przeniósł znów
spojrzenie na swego podopiecznego.
- Ah…ależ ten czas leci..- westchnął cicho.
- Widzisz, nikt by nas lepiej od Ciebie nie wychował. Więc
kto go wychowa lepiej niż Ty, dziadku?- odparł czerwonooki, znów się
uśmiechając. Na wzmiankę o dziadku szef znów zrobił wielkie oczy, ale dało się
też w nich dostrzec tą łezkę, która się w nich zakręciła.
- No dobrze. Ale tylko na stanowisku dziadka.- zgodził się w
końcu, a widząc znów, jak Zack uśmiecha się od ucha do ucha, sam też się
uśmiechnął. Obaj wyszli z gabinetu na korytarz, gdzie czekał Jack z chłopcem.
- Noah, poznaj. To jest dziadek Vic.- przedstawił staruszka
Zack, uśmiechając się wesoło. Szef zaś, widząc malucha, od razu uśmiechnął się
ciepło i przykucnął sobie przed nim, budząc widoczne zaciekawienie w oczach
chłopca.
- Witaj, smyku. Cieszę się, że mogę Cię poznać.- rzekł,
wyciągając dłoń i kładąc ją na rudej główce, co od razu wywołało wesoły uśmiech
na twarzy jej właściciela. – Powiedz mi..lubisz samoloty?- spytał, unosząc
lekko jedną brew ku górze.
- Pewnie!- odparł wesoło malec.
- A chciałbyś zobaczyć jeden z bardzo bliska?- zaproponował
z uśmiechem staruszek.
- O tak!- zawołał Noah, a oczy od razu mu rozbłysły.
- No to chodźmy, pokażę Ci.- dodał z cichym śmiechem
mężczyzna, stając znów na nogach i biorąc chłopca za rękę, by zaraz z nim udać
się korytarzem, opowiadając mu różne ciekawe rzeczy. Widząc to, Zack skrzyżował
ręce na piersi i uśmiechnął się.
- Jak Ci się udało go przekonać?- zapytał Jack, zerkając z
rozbawieniem na białowłosego.
- To nie było trudne. Staruszek ma po prostu gołębie serce.-
odparł białowłosy.- To co, idziemy zobaczyć te samoloty? Chętnie je wypróbuję.-
dodał, zacierając ręce z błyskiem w oku. O tak, szykuje się niezła zabawa.
Jednak zielonowłosy nie wyglądał już na takiego zachwyconego jak jego
towarzysz.
- To Ty idź, a ja zostanę i popatrzę.- stwierdził Jack,
blednąc jakby lekko, po czym odwrócił się na pięcie i już chciał odejść, jednak
nie dane mu to było, bo Zack złapał go za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę,
w którą udał się szef i Noah.
- No co Ty, Jack, nie bądź baba.- rzucił białowłosy. Po
niedługim czasie dotarli do wielkiej hali, wypełnionej przeróżnymi maszynami
latającymi, gdzie nowym okazem był przepiękny, nieduży i elegancki samolot
odrzutowy w kolorze bieli z czarnymi akcentami. Białowłosy podszedł do maszyny,
patrząc na nią jak oczarowany, by zaraz pogładzić dłonią lśniący lakier.
- To Ścigacz SS-500, najnowszy nabytek.- rzekł szef, widząc
ten zachwyt na twarzy Zack’a. Czerwonooki od razu spojrzał na staruszka,
uśmiechając się uroczo, jak przystało na dzieciaka, nie na dorosłego mężczyznę.
- Mogę?
Proszęęęę.-rzucił, tuląc się do maszyny, przez co Vic przewrócił oczami i
machnął ręką.
- Jak zawsze. Ale jeśli go rozwalisz, to masz moje słowo, że
będziesz tyrał trzy razy więcej na pokrycie szkód.- rzucił, na koniec celując w
niego palcem, choć bynajmniej ową groźbą białowłosy się nie przejął, bo był już
zbyt zajęty pakowaniem się do samolotu. Jack zaś stanął niepewnie przy wejściu,
zaglądając do środka i zerkając na Zack’a, który zdążył już zwiedzić cały ten
mały pojazd i już pakował się na siedzenie pilota.
- Na pewno wiesz co robisz?- zapytał, unosząc jedną brew ku
górze, przez co zaraz skierował na siebie jego spojrzenie.
- Czy wiem? Kochany, ja latanie takim sprzętem to mam w
małym palcu.- rzucił, szczerząc się od ucha do ucha, widocznie zadowolony.
- Mówisz? To leć, a ja sobie popatrzę z dołu.- rzucił,
odwracając się na pięcie i już miał zamiar wyjść, kiedy to został pociągnięty
za tył ubrania i gdyby nie to, iż za jego plecami stał drugi fotel, runąłby na
tyłek.
- Ani mi się waż! Lecisz ze mną, koniec, kropka. - rzucił
białowłosy, wciskając przycisk, dzięki któremu zamknęły się drzwi, odcinając
tym samym zielonowłosemu drogę ucieczki. Ten zaś spojrzał wielkimi oczami na
towarzysza.
- Ja?! Zabawę w wesołym miasteczku jeszcze zniosę, ale to!
Chcesz, żebym Ci tu zszedł na zawał, do cholery?!- rzucił, widocznie z lekkim
przestrachem . A patrząc na niego, Zack uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- No co Ty, Jack, nie będzie tak źle. Tam dałeś radę to i tu
dasz. Tylko zapnij pasy.-rzekł dość ciepłym tonem, co dodało żółtookiemu nieco
otuchy, choć wciąż był spięty. Zaraz jednak posłusznie zapiął pas, chwytając mocno
podłokietników i patrząc kątem oka, jak białowłosy zakłada to słuchawko podobne
coś dla pilotów, zapina pas, przestawia jakieś guziczki, aż w pewnej chwili
maszyna ożyła a silniki zaryczały dźwięcznie, co tylko spotęgowało poziom
adrenaliny we krwi.
- Staruszku, dawaj zgodę na start.- rzucił jasnowłosy do
mikrofonu, zaś szef, stojący niedaleko z rudowłosym machnął ręką znacząco,
dając mu pozwolenie, po czym odsunął się z chłopaczkiem jeszcze dalej.
- Dlaczego ze mną?- zaczął marudzić zielonowłosy, nieco
bardziej spanikowany.
- Bo latać samemu to już nie taka frajda. Poza tym, chętnie
posłucham jak piszczysz niczym mała dziewczynka.- rzucił czerwonooki,
uśmiechając się wrednie. Po tych słowach Jack spojrzał na niego piorunująco i
już miał zamiar się odgryźć, kiedy to Zack przestawił kolejne dźwignie i
samolot ruszył. Na początku niespiesznie, ustawiając się na tym niewielkim
pasie startowym, który zaczynał się w hangarze, a kończył w połowie wielkiego
pola, na którym ów hangar stał. Gdy tylko maszyna stanęła prosto na początku
pasa, czerwonooki poprzestawiał parę przycisków, jedną ręka trzymając ster, a drugą zaczął przesuwać kolejną
dźwignie w górę, przez co Ścigacz, momentalnie ruszył, nabierając coraz to
większej prędkości, aż wbijając panów w siedzenia. Z impetem wydostał się
z hangaru, jadąc coraz szybciej po
pasie, przez co adrenalina we krwi gwałtownie podskoczyła. Jack jeszcze
bardziej wcisnął plecy w siedzenie, jakby chciał się w nim schować, patrząc z
niemałym przerażeniem na koniec pasa startowego, który nieuchronnie się
zbliżał. W duchu obmyślał już sobie, że jeśli przeżyje, to zabije tego drania
jak nic. I to śmiercią powolną, żeby się jeszcze pomęczył. Ostatnie metry pasa
startowego migały mu przed oczami, a oni nadal trzymali się asfaltu, aż w
końcu, chwilę przed końcem, Zack gwałtownie odniósł maszynę z ziemi, wznosząc
ją i wzbijając z ogromną prędkością coraz wyżej i wyżej. Zielonowłosy katem oka
zerknął przez okno, a wszystko pod nim nagle stało się malutki i oddalone wiele
metrów. W końcu jednak samolot wzniósł się na tyle, by Zack mógł spokojnie
wyrównać, zaraz jednak zerkając z niebezpiecznym błyskiem na towarzysza,
uśmiechając się z lekka wrednie.
- Jeszcze nie piszczysz? To trzeba to naprawić.- rzucił, a
Jack od razu poczuł gulę w gardle.
- Nie, Zack…- zaczął, jednak białowłosy nagle skręcił ostro,
tak, że nieduża maszyna zrobiła obrót wokół własnej osi o trzysta sześćdziesiąt
stopni, i tym razem Jack nie powstrzymał się już by nie zamknąć oczu, wbić
paznokcie w podłokietniki i zacząć krzyczeć na całe gardło. Był tak przerażony ze w jednej chwili krew w
jego żyłach stanęła w miejscu, zamarzając, a serce podskoczyło aż do gardła. Po
tym jak Zack obrócił tak maszynę jeszcze trzy razy, w końcu wrócili do
normalnego stanu, jednak gdy Jack zamieć nadzieję, że to koniec szaleństw,
czerwonooki przestawił jakaś dźwignię i nagle maszyna zrobiła ogromną pętlę w
powietrzu, niczym na kolejce górskiej, a Jack znów zaczął się drzeć, gdy
zawiśli na chwilę głową w dół. Jego towarzysz zaś bawił się świetnie, bo z jego
gardła wydobywał się głośny śmiech lub uradowane krzyki, gdy robili kolejne
akrobacje w powietrzu, od których Jack o mało nie zwrócił, zdzierając sobie
całe gardło, póki już kompletnie nie mógł krzyczeć. Trwało to nie dłużej niż
dwadzieścia minut, choć dla zielonowłosego, to była wieczność, aż w końcu Zack
przestał szaleć, zaraz podchodząc do lądowania i po paru manewrach sadzając
zgrabnie maszynę na asfalcie, o dziwo niczego przy tym nie niszcząc. Jack,
widząc, że wrócili na ziemię, rozluźnił się na fotelu z głośnym odetchnięciem
odchylając głowę w tył. Wyglądał jakby go wrzucili do pralki i włączyli
wirowanie. Białowłosy go kiedyś wykończy…tylko pytanie, fizycznie czy
psychicznie? Oba były niezwykle prawdopodobne. Gdy samolot wrócił na swoje
miejsce do hangaru a drzwi się otworzyły, Zack wyskoczył z nich wielce
uradowany, z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Ah! Dobra maszyna. Kupię sobie kiedyś taką.- stwierdził,
gładząc Ścigacza po lakierze, jak ukochanego pupilka. Jack jednak, gdy udało mu
się wyczłapać z fotela, wyglądał tak koszmarnie, że nie dał rady sam zejść, dlatego
też szef zaraz podszedł i mu w tym pomógł, pozwalając, by chłopak się na nim
wsparł, bo nogi odmawiały mu nieco posłuszeństwa.
- Dajcie mi pistolet…albo najlepiej całą bazookę…zabiję tego
idiotę…-rzucił cicho, schrypiałym głosem, posyłając białowłosemu mordercze
spojrzenie. Ten zaś zerknął na towarzysza, wciąż w świetnym nastroju.
- Co jest, Jack? Czyżbyś się wystraszył? Jeny jeny…maleństwo
się wystraszyło samolociku…- rzucił, irytująco słodkim tonem, przez który Jack
nie wytrzymał, puścił szefa i rzucił się na białowłosego, jednak ten wykonał zwinny
unik przez co zaraz zaczęli się ganiać po hangarze, rzucając w swoją stronę
różne, irytujące teksty lub groźby. Widząc to, szef jedynie pokręcił głową z
lekkim uśmiechem, zaś mały Noah śmiał się cicho, zakrywając dłonią usta. W
pewnej chwili jednak Jack poślizgnął się na plamie oleju i wywrócił, upadając
na przedramiona, aby nie uderzyć twarzą o beton. Jednak zamiast wstać,
przekręcił się na plecy, widocznie zrezygnowany, przecierając dłońmi twarz i
biorąc głębszy oddech. Miał go już po dziurki w nosie. Widząc to, Zack przestał
uciekać, spoglądając na Jack’a, by zaraz z ciepłym uśmiechem podejść bliżej od
strony jego głowy i zatrzymać się tam, spoglądając na niego z góry.
- Zmęczyłeś się?- rzucił, pochylając lekko i opierając
dłońmi o kolana.
- Odwal się.- mruknął zielonowłosy, widocznie zły, nie
patrząc na niego.
- Eej…no co Ty, nie bądź zły. Przecież to tylko tak dla
żartów.- rzekł białowłosy, wyciągając jedna rękę, aby chwycić go lekko za
nadgarstek z zamiarem odciągnięcia dłoni przesłaniającej oczy, jednak żółtooki
wyrwał dłoń i odepchnął go, nie mając ochoty na te jego gierki.
- Mnie jakoś to nie śmieszyło. Wiesz dobrze, że się boję
wysokości.- rzucił ostro Jack, spoglądając w końcu na białowłosego, wyraźnie
zły. Przez to jego spojrzenie do Zack’a zaczęło z wolna docierać, że nieco
przeholował, dlatego też zaraz wyprostował się, po czym siadł
obok, zaraz kładąc się na plecach, spoglądając na towarzysza.
- No wiem…przepraszam. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Więcej
już tak nie zrobię.- rzekł po chwili, spoglądając zielonowłosemu w oczy, a w
jego własnych naprawdę pojawiła się skrucha. Czy to w ogóle było możliwe.
Cóż…Jack również lekko się zszokował, słysząc od niego takie słowa. Nie myślał,
że Zack kiedykolwiek za coś go przeprosi, a nawet że w ogóle to umie. No to
białowłosemu udało siego zaskoczyć… jednak nim zdążył coś odpowiedzieć, miedzy
nimi pojawił się Noah, który również się położył, tuląc się jednocześnie do
jednego i drugiego, po czym spojrzał na Jack’a wielkimi, złotymi i pełnymi
prośby oczami.
- Mamusiu Jack…nie gniewaj się już na tatusia Zack’a.- rzekł
maluch. Żółtooki przez dłuższą chwile patrzył na niego, po czym na chwile
zamknął oczy z cichym westchnieniem, by zaraz znów je otworzyć i spojrzeć na
malca z lekkim uśmiechem.
- Już się nie gniewam.- rzekł, spoglądając zaraz na
czerwonookiego, który uśmiechnął się od ucha do ucha. Noah również bardzo się
uszczęśliwił jego słowami.
- To kto ma ochotę na lody?- rzucił po chwili Zack.
- Ja!- odparli razem Noah i Jack. Od razu atmosfera
przestała być taka napięta, a na twarzach znów zagościły uśmiechy. Po chwili
zaś białowłosy podniósł się, pomagając zaraz w tym chłopcu, apotem również
zielonowłosemu, i żegnając się z szefem zaraz cała trójką opuścili bazę,
wsiedli do samochodu i pojechali w stronę miasta. Po kupieniu lodów i innych
słodyczy wrócili razem do domu, gdzie wygłupiali się do późna w nocy, zajadając
słodkościami, bawiąc się w Indian i super bohaterów. Oczywiście Zack robił za
Doktora Zło, bo z kimś w końcu trzeba było walczyć. Po kąpieli i przebraniu
malucha w piżamkę, Jack zaczął czytać mu bajki, jakie przyniosła im Roxy.
Siedzieli razem na łóżku Zack’a, otuleni kołdrą, zaś Noah usadowił się miedzy
ramionami zielonowłosego, by móc uważnie śledzić wszystkie obrazki. Białowłosy
w tym czasie zdążył wziąć prysznic i pogadać przez telefon z Roxy, która przez
bite pół godziny opowiadała mu o jakimś idiocie, który o mało nie potrącił jej
na przejściu dla pieszych. Oczywiście mężczyzna ucierpiał na tym najbardziej,
bo gdy dziewczę się wkurzy, bywa bardzo wybuchowe. W końcu jednak rozłączyli
się, a Zack poszedł do sypialni, by sprawdzić, co tam u chłopaków, jednak gdy
wszedł do środka, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, który wypłynął na jego
usta. Obaj spali, wtuleni w siebie, z książką otwartą w połowie. Wyglądali tak
uroczo, że Zack już nie miał serca budzić Jack’a. Dlatego też podszedł po cichu
i wyjął mu książkę z dłoni, odkładając ją na szafkę nocną, poprawił jeszcze
kołdrę, aby nie zmarzli, po czym zgasił światło i posyłając im jeszcze jedno
cieple spojrzenie wyszedł z sypialni, zostawiając odrobinę uchylone drzwi. Sam zaś
poszedł na kanapę, gdzie otulił się kocem, przełączając z kanału na kanał,
jednak oglądanie czegokolwiek mało go interesowało. W głowie wciąż miał obraz
sprzed kilku minut, który nieustannie przyprawiał go o uśmiech. Jeszcze parę
dni temu nikt by się nie spodziewał, że jego życie tak nagle się zmieni, i to w
tak niezwykły sposób. A teraz… teraz
zrobiłby wszystko, by ten stan rzeczy już nigdy się nie skończył.
To był chyba najsłodszy rozdział ever! No naprawdę, to takie romantic! :D A Jack jest taki słodziuchny, tylko go schrupać <3
OdpowiedzUsuńPrzed czytaniem tego rozdziału, tak sobie myślę: zajrzę do opisu postaci. I tak się chwilę zatrzymałam na tym, że Zack lubi samoloty, bo zdawało mi się, że nigdzie o tym nie było... Ja mam jakieś dziwne wyczucie xD
To czekam na następny rozdział :D
Świetnie piszecie. Opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta, mimo tematyki przestępczej *.*
OdpowiedzUsuńWasz blog uratował mnie od deficytu opowiadań za co bardzo, bardzo dziękuję c:
Czekam, jako kolejna osoba, na rozdział 21 z niecierpliwością *.*