Uwaga!
Blog o tematyce YAOI, może zawierać treści przeznaczone dla osób dorosłych. Jeżeli tematyka w jakikolwiek sposób Ci nie odpowiada, prosimy o opuszczenie bloga. Pozostałym zaś życzymy miłej lektury :)

sobota, 7 grudnia 2013

12. Zemsta

Zaczęło się już mocno ściemniać, gdy blondyn niespodziewanie dotarł do zamkowych bram. Teraz nic się już nie liczyło. Jego jedyny cel to znaleźć i wymierzyć sprawiedliwość. Życie za życie.
Ta wizja tak bardzo zamroczyła jego umysł, że nawet nie myślał nad tym co robił. Po prostu wszedł tam, idąc jak burza, a za broń posłużyło mu wszystko, co wpadło w ręce. Kolejni żołnierze królewscy nawet nie wiedzieli, co się dzieje, gdy John po kolei zwalał kolejnych z nóg, nie wahając się użyć siły, aby tylko dostać się do zamku. Od razu cały zamek stanął na nogi, słysząc o tym, co się dzieje, a kolejni żołnierze zerwali się z nóg by powstrzymać intruza. Jednak kolejne próby szły na marne. Blondyn był wściekły. Widać to było w jego oczach, a przez nadmiar złych emocji nie myślał trzeźwo. Szybko udało mu się przedrzeć do wnętrza budynku a potem w górę schodami, doskonale wiedząc, gdzie się kierować. Północna wieża. Tam też dostał się szybko, a  gdy wszedł do środka, jego oczom ukazała się książęca sypialnia. Książę Jan widocznie spodziewał się wizyty, ponieważ stał w królewskiej szacie, nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać, a osłaniali go kolejni uzbrojeni po zęby żołnierze.
- Proszę, proszę…toż to Mały John!- zawołał mężczyzna wesoło, a nim zdążył wykonać rozkaz, jego służba rzuciła się na chłopaka, zwalając go z nóg. I mimo, iż radził sobie na początku, to szybko przybyło ich wielu, przez co stracił przewagę, oberwał mocno w brzuch kilka razy i został pojmany oraz powalony na kolana. Spojrzał nienawistnie na księcia, oddychając nierówno, a władca podszedł bliżej, widocznie usatysfakcjonowany.
- Skoro się do mnie pofatygowałeś, to pewnie po to, by obwieścić mi tą słodką nowinę, nie prawdaż? Czyżby Robin Hood wyzionął ducha?- rzucił mężczyzna z okrutnym błyskiem w oczach, podchodząc bliżej.
- Ty gnido…-warknął blondyn groźnie.
- Oj, chyba się zapomniałeś, Mały John’ie.- rzucił książę, a na jego znak jeden z poddanych uderzył blondyna metalową pochwą od miecza w tył głowy dość mocno, przez to John skrzywił się nieco.- Ale wiesz, skoro tak bardzo za nim tęsknisz, z chęcią wyświadczę Ci ta przysługę.- dodał po chwili władca, wyciągając miecz. John nie miał szans nawet na próbę walki czy ucieczki, bo wciąż był trzymany, a próby wyrwania się spełzły na  niczym. Książę podszedł bliżej i wycelował końcem pstrzą w szyję młodzieńca, przebijając lekko skórę, a z rany pociekła krew.- A jutrzejszego ranka Twoja głowa zawiśnie sobie na palu w centrum miasteczka, aby lud mógł sobie popatrzeć, jak kończą Ci, którzy zadarli ze mną.- rzucił z triumfalnym uśmiechem Jan, po czym zamachnął się, a ostrze przecięło powietrze ze świstem. Jednak nie trafiło w  cel, bo John wyrwał się żołnierzom i zrobił zwinny unik, by zaraz rzucić się na księcia, zwalając go z nóg i sprzedając porządny cios z pięści w twarz. Jednak nie danemu było kontynuować, bo zaraz znów został złapany i odciągnięty, a zaraz po tym uderzony głową o ścianę i skopany, a że napastników było zbyt wielu, kompletnie nie miał jak się bronić. Książę wściekły podniósł się z podłogi, ścierając dłonią krew z kącika ust, by zaraz nakazać rycerzom gestem odsunięcie się. Sam zaś podszedł do leżącego chłopaka i butem przywalił mu w twarz, tak, że blondyn jęknął cicho.
- Chciałem Ci iść na rękę.. ale skoro tak. Będziesz umierał długo i w boleściach, Mały John’ie. Do Sali tortur z nim!- wrzasnął władca, a służba od razu podniosła stawiającego wciąż opór blondyna i już mieli wyjść zwierzy, gdy nagle wszyscy zamarli w miejscach, niemalże wstrzymując oddechy. Nagle powietrze przeciął pewien dźwięk, który zaraz zaczął układać całą melodię, a ta niosła się powietrzem, trafiając do uszu wszystkich w zamku i całkowicie zaskakując oraz hipnotyzując. Była to jednak ze starych, acz pięknych ballad, melodia, którą John znał na pamięć. Jednak z ulubionych melodii Robina. Na sam jej dźwięk zarówno książę jak i blondyn otworzyli szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć. Co się działo? Co do diabła?! Książę nagle spojrzał w stronę okna, do którego zaczął iść z lekka niepewnie, zaś pozostali w raz z John’em ruszyli jego śladem, równie zaciekawieni i zafascynowani takim zjawiskiem. Gdy władca podszedł do okna, nagle skamieniał i pobladł mocno, wytrzeszczając oczy w  jednym kierunku. Dostrzegając ta zmianę na twarzy księcia, John od razu wyjrzał za okno, a gdy jego spojrzenie padło w to samo miejsce, na które patrzył władca i jemu również serce stanęło w gardle, a oddech zamarł. Na dachu południowej wieży, którą z oka widać było jak na dłoni, stała tajemnicza postać, owiana cieniem, przez który nie widać było twarzy. Jedynie zarys. Przypominała zjawę z fletem poprzecznym w dłoniach, z którego wydobywała się piękna, a  w tej chwili również upiorna muzyka. Włosy lekko falowały na wietrze, podobnie jak porozwiązywane bandaże i ubranie, a w mroku można było dostrzec wyraźnie jedynie lśniące, zielone oczy, jarzące się niczym dwie, magiczne lampki. Nagle jednak postać przesnuł dym niewiadomego pochodzenia, muzyka ucichła, a w kolejnej chwili zjawy już nie było. Książę Jan nagle począł się trząść i cofać od okna, nie mogąc uwierzyć w to, co widział.
-Nie może być…nie może być!- krzyknął spanikowany.  John jedynie stał jak wryty, samemu nie wiedząc, co o tym myśleć. Jednak nagle niespodziewanie w oknie stanęła ta sama postać z fletem w ręku, na którym jednak już nie grała, wciąż przesnuta cieniem, a gdy zeszła z parapetu, stając lekko na podłodze, jakby nic nie ważyła, przez co wszyscy, poza Janem i John’em z krzykiem uciekli z wierzy. Książę jedynie z paniką wycofał się, potykając i przewracając, by zaraz zacząć dalej odsuwać, patrząc na tajemniczą postać ze strachem.
- Kim…czym Ty jesteś?!- krzyknął z płytkim oddechem. Postać jedynie utkwiła w nim jarzące spojrzenie, po czym zaczęła się niespiesznie zbliżać.
- Twoim koszmarem.-szepnęła upiornie. Tyle wystarczyło  by książę z przerażonym krzykiem zerwał się z podłogi i wypadł z wieży, o mało nie zabijając się na schodach. A gdy w wieży został już jedynie John, zjawa wyszła z cienia, ukazując się w świetle księżyca, a na ten widok John jedynie pokręcił lekko głową, wciąż nie mogąc uwierzyć.
- Niemożliwe…-szepnął, wpatrując się w tajemniczą osobę.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha, John.- rzekł Robin. Wyglądał zupełnie inaczej, niż jeszcze kilka godzin temu. Na twarzy zagościły kolory, wróciły mu siły, oczy mu błyszczały, a na twarzy gościł uśmiech. Bandaże wiszące przy dłoniach zawinął wokół nadgarstków na powrót, a na głowę włożył kapelusz. Blondyn przez chwilę jeszcze stał w miejscu, po czym podszedł do przyjaciela i bezceremonialnie wziął go w  ramiona, tuląc do siebie mocno, na co rudowłosy uśmiechnął się jedynie, odwzajemniając ów gest.
- Jesteś tu..-szepnął John, wdychając jego znajomy zapach.
- Tak…jestem.- odparł rudowłosy, jednak czując, jak przyjaciel lekko drży, z lekkim niepokojem odsunął go nieco, aby spojrzeć na jego twarz. Od razu dostrzegł przeszklone oczy, pełne tylu przeróżnych emocji, trzęsące się dłonie i przestrach w całej jego postawie, przez co uśmiechnął się ciepło, kładąc dłonie na jego policzkach i opierając się czołem o jego czoło.- John…John, jestem tu. Wszystko będzie dobrze…jestem przy Tobie.- szepnął, patrząc mu w  oczy i gładząc lekko policzki, starając się go nieco uspokoić, jednak blondyn zaraz na nowo przytulił się do niego, a rudowłosy przygarnął go do siebie, gładząc po głowie.
- Myślałem…myślałem, że nie żyjesz….że już nigdy Cię nie zobaczę…-szepnął, chowając twarz w zagłębieniu szyi przyjaciela.
-Ciii…wiem…ale żyję i jestem tu…i nigdy Cię nie zostawię…- odszepnął rudowłosy, po czym na nowo odsunął nieco towarzysza, aby spojrzeć mu w oczy, gładząc po policzkach, a następnie ucałować go w czoło z czułością.- Przecież przysięgaliśmy, że umrzemy razem, czyż nie? I tak będzie. Ale jeszcze nie teraz, nie dziś, nie tutaj.- rzekł, spoglądając na nowo w te znajome, niebieskie tęczówki, które, jak mu się zdawało, chyba z lekka się przeszkliły. A jego uśmiech i fakt, że był pewny tego, co mówił, sprawiły, że po krótkiej chwili na twarzy John’a pojawił się piękny uśmiech, a oczy zalśniły, jakby w jednej chwili wstąpiło w niego całkiem nowe życie. Odsunął się nieznacznie od rudowłosego, patrząc mu cały czas w oczy, po czym wyciągnął do niego prawą rękę, a Robin bez wahania ujął ją w uścisku takim, jak sprzed tych paru lat. Tyle w zupełności wystarczyło. Ten jeden gest zastąpił tysiąc słów, jakie mogliby ze sobą wymienić w tej jednej chwili. I nagle świat znów należał do nich.
- Wynośmy się stąd.- odezwał się John po dłuższej chwili, zaś rudowłosy przytaknął mu krótko, po czym obaj szybkim tempem ruszyli do drzwi, a potem korytarzami do wyjścia. Póki byli na terenie księcia Jana, nie mogli jeszcze spokojnie odetchnąć. Nie, jeszcze nie teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz