Uwaga!
Blog o tematyce YAOI, może zawierać treści przeznaczone dla osób dorosłych. Jeżeli tematyka w jakikolwiek sposób Ci nie odpowiada, prosimy o opuszczenie bloga. Pozostałym zaś życzymy miłej lektury :)

czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 18

Chłodny wiatr poganiał chmury, wlekące się po niebie, co i raz zrywając kolejne pożółkłe już liście z drzew i kaskadą zrzucając je na ziemię, niczym złoty deszcz. Raz za razem wsuwał się również w zielone kosmyki, rozwiewając je za każdym razem jakoś inaczej. Jednak ich właściciel wcale nie zwracał na to uwagi.
Siedział sobie na dachu kamienicy, wpatrując się tempo w przestrzeń przed sobą. Jego myśli gnały gdzieś w przeszłość, do chwil i obrazów, które przeżywał za każdym razem i które dręczyły go w najgorszych koszmarach. Chłodny podmuch muskał co i raz bok jego twarzy, na którym widniała długa blizna. Jakby chciał mu przypomnieć tą okropną przeszłość. Tak bardzo pochłonięty tym wszystkim, nawet nie zauważył, gdy na dachu pojawił się jeszcze ktoś.
- Nie za zimno na siedzenie na dachu?- rozległ się ten znajomy głos. Bynajmniej, jego właściciel nie starał się być na chama zabawnym, nie było słychać w jego słowach ani odrobiny jakiegoś pocieszającego żartu. Był poważny, jakby z lekka zamyślony, zdający sobie sprawę z całej sytuacji. Wsunął ręce w kieszenie spodni i podszedł do Jack’a, by usadowić się obok niego na podłużnej, metalowej skrzyni.
- Wszystko mi jedno.-rzucił właściciel zielonych kosmyków, zamykając oczy na krótką chwilę, jakby chciał odpocząć od życia i rzeczywistości.
- Ty rozumiesz go bardziej, niż ktokolwiek w tej sytuacji..zgadza się?- rzekł nagle białowłosy, zerkając na towarzysza kątem oka i przyglądając mu się uważnie. Po tych słowach, chłopak otworzył oczy i odwzajemnił spojrzenie, jakby z lekka zaskoczony. Jak to w ogóle możliwe, że Zack potrafił po najmniejszych szczegółach trafić w sedno? Odwrócił znów spojrzenie, mrużąc oczy do połowy.
- Możliwe..-mruknął w odpowiedzi, przyglądając się, jak wiatr zmiata kolejne liście z drzew, rosnących przy ulicy.
- Powiesz mi coś więcej?- spytał czerwonooki, nadal przyglądając się partnerowi. Jack widział w jego oczach, że chłopak wcale nie wymagał od niego, by mu powiedział. Widział w nich wybór, który mu dawał. Powiedzieć, lub nie. W obu przypadkach raczej nic nie straci, ale w jednym z nich może coś zyska. Pytanie tylko, czy będzie na tyle silny, by się przed nim otworzyć. Żółtooki zastanawiał się nad tym przez dłuższą chwilę, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność. W końcu jednak zawiesił znów spojrzenie gdzieś przed sobą, postanawiając, by opowiedzieć Zack’owi swą historię.
- Urodziłem się w Anglii, w Londynie. Moja rodzina nie była zbyt zamożna, ale jakoś udawało nam się żyć. Mieliśmy siebie nawzajem.- zaczął mówić, zatracając się całkowicie we wspomnieniach.- Mieszkaliśmy w niedużym domku, ale nikt nie narzekał. Zawsze było tam czysto i przytulnie, a powietrze pachniało świeżo ściętymi różami, które ojciec przynosił matce każdego dnia. Prowadził swoją własną kwiaciarnię niedaleko domu. Matka nie pracowała, tylko czasem, gdy brakowało funduszy, chodziła do sąsiadów opiekować się dziećmi lub posprzątać tu i tam. Nie przeszkadzało nam takie życie. Chodziłem do szkoły, zawsze miałem dobre oceny, jednak nigdy nie potrafiłem dorównać mojemu bratu. Świetnie się uczył, udzielał, chwalono go na każdym kroku. Mój ojciec zawsze pokładał w nim wielkie nadzieje, nie raz mówił, że jest z niego dumny. Zawsze chciałem być taki jak on. Był moim wzorem do naśladowania i jedyną osobą, która mnie rozumiała. Nigdy mu nie zazdrościłem. Dużo czasu spędzaliśmy razem, bawiąc się i wygłupiając, choć z czasem miał go dla mnie coraz mniej. Nie miałem mu tego za złe, i tak bardzo go kochałem. Często przesiadywaliśmy nocami na dachu, wpatrując się w niebo.- przy tym wszystkim na jego twarzy zagościł mimowolny, lekki uśmiech.- Zawsze mi powtarzał, że mogę w życiu osiągnąć wszystko. Mogę dotknąć gwiazd, jeśli tylko chcę. Wystarczy wyciągnąć rękę. Mama często ganiła nas za siedzenie po ciemku i to bez kurtek. Jednak mimo jej gróźb nadal robiliśmy to samo. W szkole nigdy nie działo się nic nadzwyczajnego, z nikim jakoś szczególne się nie kumplowałem, wolałem skupić się na samej nauce. I wszystko było świetnie… do czasu.- po tych słowach zmarszczył lekko brwi i zacisnął dłoń w pieść.- ..Pewnego razu do naszej szkoły przyszedł nowy nauczyciel. Nie wyróżniał się zbytnio wśród innych belfrów. Spotkałem go pewnego razu na schodach. Zagadał mnie i tak jakoś wyszło, że rozmowa pociągnęła się dalej. A ponieważ ów nauczyciel wydał mi się osobą bardzo sympatyczną, wyszło tak, że go polubiłem. Od tamtego czasu jego lekcje stały się moim ulubionym przedmiotem. Lubiłem słuchać tego, co mówił i za każdym razem wyciągałem z jego słów kolejne wnioski. Często też zostawałem po lekcjach i rozmawialiśmy na różne naukowe lub prywatne tematy. Po pół roku takiego życia nauczyciel poprosił mnie pewnego dnia o pomoc w badaniach. Od razu się zgodziłem. Co tydzień w piątek po lekcjach przychodziłem do sali laboratoryjnej, gdzie często mieliśmy lekcje chemii. Siedzieliśmy razem przy mikroskopie, obserwując różne rzeczy, badaliśmy poszczególne drobinki i inne dziwactwa. Nic ciekawego, jednak po pewnym czasie te eksperymenty przybrały nieco inną formę. Mianowicie, facet często mieszał różne substancje, dodając to i owo, a gdy przychodziłem, za każdym razem dawał mi coś do spróbowania. Po większości tych zjedzonych doświadczeń nie działo się nic szczególnego. Czasem miewałem bóle brzucha albo gorączkę, co tłumaczyli mi chorobą albo przeziębieniem. Nigdy nie podejrzewałem, że te dwie sprawy mogą się jakoś łączyć. Ufałem mojemu nauczycielowi, bardziej, niż powinienem…i dostałem nauczkę. Pewnego dnia, gdy przyszedłem jak zawsze, dał mi do wypicia jakąś czerwoną miksturę. Zrobiłem to. Na początku nic się nie działo, jednak po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie i nie mogłem ustać na nogach. Posadził mnie na krześle i uśmiechnął się jak zwykle, mówiąc, że to tylko chwilowe i zaraz mi przejdzie. Jednak nie przechodziło przez dłuższy czas. W pewnym momencie poczułem się bardzo senny, a gdy zamykałem oczy, usłyszałem jeszcze jego głos. Mówił, żebym wyczekiwał jego poleceń. Nie zrozumiałem o co mogło mu chodzić. Gdy się obudziłem, leżałem już w łóżku, w swoim domu. Nadal nie czułem się najlepiej, dlatego matka pozwoliła mi nie iść do szkoły. Myślała, że zaraziłem się od kogoś, jednak mój stan z dnia na dzień był coraz gorszy. Jeździli ze mną po lekarzach, a każdy następny mówił to samo co poprzedni. Żaden z nich nie wiedział, co mi jest. Niektórzy nawet twierdzili, że umieram i nie zostało mi zbyt wiele czasu. Przez długie tygodnie nie wychodziłem z łóżka, a moja rodzina trwała przy mnie i zajmowała się mną. Byli dla mnie tacy dobrzy..a ja im to zrobiłem…- ściszył nieco głos i zawiesił się na chwilę, biorąc głębszy oddech. W końcu jednak kontynuował:
- Tej jednej nocy…to wszystko stało się tak szybko..położyłem się spać, a po północy wstałem, by się napić. Wyszedłem z pokoju i udałem się do kuchni, jednak gdy przystanąłem przy lodówce, usłyszałem w głowie głos. Głos, który znałem. Wymawiał moje imię..a potem tylko ciemność…tak, jakby urwał mi się film. Jedyne, co potem pamiętam, gdy już otrzeźwiałem, był ten koszmarny obraz..moi rodzice i brat..ich ciała, stygnące na podłodze w salonie..na ścianach pełno krwi, widziałem ją, widziałem na swoich rękach…w jednej z nich trzymałem katanę, która zawsze wisiała na ścianie w przedpokoju. Nie wiedziałem, co się stało, zawładnął mną strach i cierpienie. Uciekłem z domu, zostawiając to wszystko. Przez następny miesiąc błąkałem się po ulicach, nie mogąc pojąć tego, co widziałem. W końcu jednak zrozumiałem,…że to ja ich zabiłem… Miałem wtedy zaledwie dwanaście lat. Po trzech latach znów spotkałem mojego nauczyciela, który wyjaśnił mi to, co się stało. Powiedział, że byłem głupi i naiwny, a on wykorzystał mnie jak królika doświadczalnego. Byłem wściekły. Chciałem go zabić, ale rozpłynął się w powietrzu, niczym duch. Potem zdarzyło się to jeszcze kilka razy. Ten głos..mroczki przed oczami…i znów budziłem się, umazany krwią ludzi, których nie znałem, zabijając co i raz kogo innego. Po pewnym czasie stałem się łatwym celem dla policji, więc musiałem uciekać i wyjechałem z Anglii. Przez długi czas błąkałem się po świecie, pracując w różnych tajnych instytucjach, maczając ręce w nielegalnych sprawach. Nigdy więcej nie spotkałem tego typa, ale przez to, co się stało, nigdy też nie chciałem już do nikogo się przywiązywać. Przywykłem do tego, że jestem sam na świecie przez własną głupotę, i stało się to dla mnie znośną codziennością. -rzekł, kończąc to, co zaczął. Westchnął cicho.- Wiele razy w  snach dręczyły mnie te sceny, które widziałem, gdy wychodziłem z transu. Do dziś nie dały mi spokoju…- dodał, przesuwając spojrzenie po podłożu.
- A potem trafiłeś do Francji.-dopowiedział białowłosy, zerkając gdzieś przed siebie.
- Tak..i do szefa. A potem poznałem Ciebie.- odparł zielonowłosy, uśmiechając się lekko.
- I na powitanie wyzwałeś mnie od idiotów.- rzucił czerwonooki, posyłając towarzyszowi z lekka oskarżycielskie spojrzenie.
- A mówiłem nieprawdę?- spytał zielonowłosy, unosząc jedną brew ku górze i posyłając białowłosemu złośliwy uśmieszek, co wcale u się nie spodobało.
- Nie fikaj, krasnalu.- odwdzięczył się Zack, a te słowo podziałało dosłownie tak samo, jak tego dnia gdy się poznali. Jack spiorunował rozmówcę wzrokiem.
- Chcesz powtórkę z tamtego dnia?- rzucił, mierząc się spojrzeniem z białowłosym.
- Nie ma sensu, i tak znów byś przegrał.- odparł tamten, szczerząc wrednie zęby.
- Za pierwszym razem to ja wygrałem!- oburzył się zielonowłosy.
- Wcale że nie, bo ja!- sprzeciwił się towarzysz.
- Łżesz jak pies!
- Ja? To Ty łżesz jak pies!
- Akurat! Jesteś wrednym kłamcą!
- Nie ja, tylko Ty!
- Ah tak?
- Tak!
I wykłócali się tak przez dobre dziesięć minut, aż w końcu nie wiadomo czemu białowłosy spojrzał na Jack’a i zaczął się śmiać. Ten, na początku nie wiedział, o co mu chodzi, jednak po chwili sam też zaczął się śmiać. Śmiali się tak razem przez jakiś czas, aż w końcu, Zack otarł łezkę, spowodowaną tym nagłym atakiem wesołości i wstał z metalowej skrzyni, znów chowając dłonie w kieszeń.
- Dobra, koniec tego dobrego, bo już zmarzłem od tego siedzenia w bezruchu.- rzucił, po czym odwrócił się na piecie i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak w pół kroku.
- Wiesz co, Jack? Nie wiem, czy wiesz, ale nie jesteś już sam.- rzekł, przyciągając znów uwagę zielonowłosego, który posłał mu lekko zaskoczone spojrzenie.
- Jak to?- spytał. Białowłosy spojrzał na niego, a w jego oczach Jack dostrzegł tyle ciepła i pozytywnych uczuć, że aż mu się ciepło na sercu zrobiło, pomimo ogólnego chłodu.
- Odkąd trafiłeś do naszej organizacji, przestałeś być samotny. Tylko spójrz. Masz wokół siebie ludzi, którzy potrafią dzielić z tobą każdy smutek i każdą radość, potrafią wesprzeć, sprzedać porządnego kopa, byś wziął się w garść, gdy sam nie dajesz rady. Potrafią poświęcić wszystko dla siebie nawzajem. Potrafią oddać życie, chroniąc siebie nawzajem. Mimo, iż nie łączą nas wszystkich więzy krwi, żyjemy ze sobą i dla siebie. Jesteśmy rodziną. To nie jest tylko zabawa. To jest rzeczywistość. - rzekł białowłosy, posyłając towarzyszowi uśmiech.- A nawet, jeśli teraz z niej zrezygnujesz, i tak zawsze będzie na Ciebie czekać z otwartymi ramionami. Byś zawsze mógł przyjść i ogrzać się w zimowy wieczór. Bo taka właśnie jest nasza rodzina. - dodał, przyglądając się temu zaskoczeniu, malującemu się na twarzy chłopaka. W końcu jednak odwrócił się przodem do drzwi.
- Też kiedyś taki byłem. Zagubiony, zabłąkany, samotny. Ale odnalazłem się, dzięki nim. Ty też możesz być jej częścią. Pytanie tylko, czy tego chcesz.- rzekł jeszcze, po czym pokonał odległość dzieląca go od drzwi i zaraz zniknął za nimi, pozostawiając chłopaka na dachu sam na sam ze swoimi myślami.

1 komentarz:

  1. Piszczałam, gdy zobaczyłam, że jest kolejny rozdział! ^-^
    Ta historia jest taka cudowna *-* I żal mi było Jack'a, jak opowiadał tę swoją historię życia, to takie smutne, że jakiś gnój tak kurewsko go wykorzystał. Jebana pierdoła... Przepraszam, za przekleństwa. Nie miałam dziś najlepszego humoru, ale Ty sprawiłaś, że się uśmiechnęłam! Chcę więcej, więcej, więcej! ♥ ♥ ♥
    I zawsze jak czytam, to mi się wydaje, że to takie krótkie. Choć prawdę mówiąc, te rozdział był długi. Wygląda na to, że mogłabym to opowiadanie czytać w nieskończoność ♥
    Kiedy kolejny rozdział? Błagam, byle szybko! Mam teraz taki zapierdziel w sql, że ciągle chodzę nabuzowana, a dzisiaj to wgl był szczyt i jak się okazało, tą historią potrafisz mnie uspokoić (:

    OdpowiedzUsuń