Noah siedział sobie grzecznie, chowając się pod schodkami i
nasłuchując jakichś wrogich odgłosów. Od momentu, gdy jego nowi wujkowie
zniknęli mu z oczu, minęło zaledwie dziesięć, może piętnaście minut, a on już
zaczął się martwić. A co, jeśli coś im się stało? Co, jeśli zostali ranni? Co,
jeśli Ci źli w maskach ich złapali?
Wszystkie te pytania oraz brak odpowiedzi na którekolwiek sprawiły, że nie wytrzymał dłużej w miejscu. Wychylił główkę z kryjówki i rozejrzał się uważnie, szukając domyślnego zagrożenia. Kiedy tak owego nie znalazł, wyczłapał się ze schowka, a gdy już stał na nogach, przeciągnął się lekko i ruszył w stronę, w którą podążyli jego opiekunowie. Szedł niezbyt szybko, patrząc uważnie na wszystko, co go otaczało. Musiał mieć się na baczności, choć nie do końca wiedział, jakich niebezpieczeństw mógł się spodziewać.
Wszystkie te pytania oraz brak odpowiedzi na którekolwiek sprawiły, że nie wytrzymał dłużej w miejscu. Wychylił główkę z kryjówki i rozejrzał się uważnie, szukając domyślnego zagrożenia. Kiedy tak owego nie znalazł, wyczłapał się ze schowka, a gdy już stał na nogach, przeciągnął się lekko i ruszył w stronę, w którą podążyli jego opiekunowie. Szedł niezbyt szybko, patrząc uważnie na wszystko, co go otaczało. Musiał mieć się na baczności, choć nie do końca wiedział, jakich niebezpieczeństw mógł się spodziewać.
W pewnym momencie do jego uszu dobiegły dźwięki strzelaniny.
Od razu skierował swój wzrok w stronę, z której dochodziły, jednak nie zauważył
zbyt wiele, gdyż ostałe budynki ograniczały mu widoczność. Podszedł do jednego
z nich, chowając się za nim w razie czego i ostrożnie wyjrzał zza niego. Jego
dziecinnym oczkom ukazało się pole bitwy, leżący ludzie, którym inni pomagali
wstawać, i mnóstwo złych gości, którzy walczyli z zielono i białowłosym. Na
początku poczuł ukłucie strachu. Przeciwników było więcej, więc jego nowi
towarzysze byli zagrożeni. Jednak z czasem gdy patrzył na ich ruchy i na to,
jak powalali kolejnych zbirów, strach całkiem się ulotnił. Teraz na jego
miejscu pojawił się podziw i zachwyt. Niesamowite było to, jak Ci dwaj radzili
sobie z uzbrojonymi terrorystami. Byli jak prawdziwi bohaterowie z bajek, które
tak często oglądał. Mógłby patrzeć tak na nich, i patrzeć, nie odstraszał go
widok ran, krwi lub inne tego typu rzeczy. To wszystko było dla niego naprawdę
niezwykłe. Lecz w pewnym momencie musiał oderwać od tego swój wzrok, ponieważ
usłyszał jakieś odgłosy, dochodzące z niedaleka. Powoli odwrócił się i
rozejrzał, a potem ostrożnie przemierzył kilka kroków. Dźwięki stawały się
coraz to bliższe, brzmiały trochę jak szuranie, trochę jak...czyjeś kroki.
Nagle na ziemi pojawił się cień jakiejś osoby. Widząc to, malec od razu
wskoczył pomiędzy dwa budynki po czym przycisnął plecy do ściany, nasłuchując
uważnie. Po tym, co udało mu się wychwycić stwierdził, że owa osoba przystanęła
bardzo blisko zaułka, postała tam chwile, aż w końcu kroki zaczęły się oddalać,
by na koniec całkiem ucichnąć. A gdy tak się stało, rudowłosy odetchnął z ulgą
i powoli wyszedł z zaułka, rozglądając się po okolicy.
- Mało brakowało..-rzekł cicho sam do siebie.
- Mam Cię, bachorze!- usłyszał nagle czyjś bardzo
nieprzyjemny głos. Odwrócił główkę, a jego oczom ukazał się jeden z
zamaskowanych zbirów. Stał lekko przygarbiony, jedno jego ramię krwawiło, a w
drugiej ręce trzymał pistolet, którym celował centralnie w malucha.- Już po
Tobie!- dodał napastnik i nacisnął na spust. Rozległ się charakterystyczny huk
i pocisk wystrzelił, lecąc prosto w pięciolatka. Dla niego natomiast czas jakby
nagle zwolnił. Widział lecąca w jego stronę łuskę, która była coraz bliżej. Chciał
uciekać, jednak strach całkowicie go sparaliżował, przez co nie mógł się
ruszyć. Patrzył tylko wielkimi oczami, które zdążyły się lekko zaszklić. A gdy
już wiedział, że koniec jest nieunikniony, ponieważ pocisk miał do pokonania
jeszcze zaledwie pół metra, poczuł, jak ktoś chwyta go od tyłu za ramiona i
odciąga na bok. W jednej chwili czas znów przyśpieszył, a malec wylądowałby na
ziemi, gdyby nie to, że ów ktoś trzymał go mocno i nie pozwolił, by stracił
równowagę. Minęła następna sekunda, nim Noah oprzytomniał i spojrzał za siebie
na swojego wybawcę.
- Wujku Jack!- zawołał. Widząc to przyjazne spojrzenie
żółtych tęczówek, uśmiechnął się wesoło. Jednak jego radość nie trwała długo.
- Niech Cię szlag!- warknął napastnik, strzelając po raz
kolejny, i znów, i znów. Zielonowłosy tak samo, jak poprzednio, chwycił mocno
podopiecznego i zrobił kolejny unik w bok, razem z nim. Lecz przez to, że był
obciążony dodatkową osobą, jak i również przez sam fakt, iż zmęczyła go walka z
pozostałą bandą, jego ruchy nie były tak szybkie, jak zawsze. Skutkiem tego
było to, iż jeden z pocisków musnął jego policzek, zostawiając tam długie,
płytkie rozcięcie, które zaraz zaczęło krwawić. Tak samo oberwał również w
ramię, gdzie także pojawiło się podobne draśniecie. W końcu zatrzymał się na
chwilę w momencie, gdy przeciwnikowi zabrakło pocisków, i wyciągnął zza paska
swój pistolet, by po chwili pozbyć się czarnego, który padł trupem na ziemię.
Następnie odetchnął cicho, schował swoją zabaweczkę, przykucnął i spojrzał na
malca.
- W porządku?- spytał, lustrując go wzrokiem, by się
upewnić, że nic mu nie jest.
- Tak, ale Ty jesteś ranny..-odparł maluch, patrząc z
przejęciem to na draśniecie na twarzy, to na ramieniu. Widząc to, Jack posłał
mu lekki uśmiech.
- Nic mi nie będzie, ledwo mnie dotknęło. Ważne, że Ty
jesteś cały.- odparł żółtooki, po czym pogładził chłopaczka po głowie, przez co
i on uśmiechnął się wesoło.
- Dziękuję, wujku Jack.- rzekł Noah, po czym przytulił się
do zielonowłosego, obejmując go tak, jak mógł swoimi krótkimi rączkami. To
posuniecie wywołało nie małe zaskoczenie na twarzy chłopaka, jednak po chwili
znów się uśmiechnął i odwzajemnił ów gest.
- Nie ma za co.- odparł, a gdy chłopiec się odsunął, znów
spojrzał na jego rozpromienioną twarzyczkę. Aż ciężko było się powstrzymać od
uśmiechu, gdy widziało się tego małego z malującą się radością na twarzy.
- Wiesz co, Roxy? Doszedłem do pewnego bardzo ciekawego
wniosku.- rozległ się nagle znajomy głos, a jego właściciel od razu skierował
na siebie spojrzenia Jack’a oraz rudowłosego. Zack stał sobie z rękami w
kieszeniach i uśmiechem na twarzy jakieś cztery metry od nich. Obok niego stała
Roxanne, a obok niej Matt.
- Do jakiego?- spytała zaciekawiona dziewczyna.
- Skoro ja jestem dobry do roli ojca, to Jack świetnie
nadaje się do roli mamusi. -odparł, posyłając zaskoczonemu Jack’owi perfidny
uśmieszek.
- Mamusia Jack!- zawołała wesoło Roxy, po czym zbliżyła się
do zielonowłosego i przyczepiła mu się do lewego ramienia, przybierając minę
małej dziewczynki.
- Że coo?!- rzucił zielonowłosy, a z jego twarzy nie znikało
zdziwienie. Chwila moment..on miał tu robić za mamusię?! Że jak?!
- Ej! Znowu chcesz go zagarnąć tylko dla siebie!- oburzył
się ciemnowłosy, zerkając spode łba na białowłosego.
- Jaa? Ależ skąd, o co Ty mnie osądzasz!- odparł
czerwonooki, unosząc obie ręce w geście, mówiącym „jestem niewinny”.
- No jasne! Znam te Twoje sztuczki! Jeśli Jack ma być
mamusią, to ja się lepiej sprawdzę w roli tatusia, ot co!- rzekł Matt,
wytykając język pod adresem Zack’a.
- Chyba śnisz! Ty masz rolę wujka, i koniec dyskusji!-
kontynuował tamten.
- Nie ma mowy!- wykłócał się zielonooki, i tak znów zaczęli
się obaj sprzeczać o to, który to ma być tatusiem w tej rodzinie. Noah, widząc
to wszystko zaczął się śmiać, a potem przytulił się do nogi Jack’a i zerknął na
niego, szczerząc ząbki.
- Mamusia Jack!- zawołał wesoło, tak, jak wcześniej Roxy,
która nadal nie odklejała się od ramienia chłopaka. Natomiast zielonowłosy
patrzył na wszystkich po kolei z niemałym znakiem zapytania na twarzy.
Maatko..nigdy by nie pomyślał, ze zostanie mamusią i na dodatek dwóch panów
będzie chciało grać rolę tatusia. W sumie, to dopiero teraz wyobraził sobie te
role „mamusia i tatuś”, a na jego twarzy mimowolnie pojawiły się rumieńce. No
to ładnie…westchnął cicho, by na koniec lekko się uśmiechnąć. Mimo, iż cała ta
sytuacja była mocno porąbana, już przestało mu to przeszkadzać. W sumie, chyba
nigdy mu nie przeszkadzało. W tym powalonym towarzystwie czuł się najlepiej.
Tak, jakby ta wielka pusta w jego sercu, jaka mu pozostała po wydarzeniach z
przeszłości, prawie całkiem znikała. Nie zamieniłby tych ludzi na nikogo
innego. W końcu cała piątka zaczęła się wesoło śmiać, tym samym malując ten
wieczór w kolorowych barwach. W końcu, razem zawsze raźniej. Przez tak dobry
humor, nawet nie zauważyli, kiedy zaczęło się ściemniać…
Jeeej, kolejna część *____*
OdpowiedzUsuńAle się cieszyłam, jak to zobaczyłam :DD Ejj no, weź mi powiedz, kiedy kolejny parcik? xd Bo ja normalnie nie wytrzymam!
I love Your story ♥
zapraszam też do siebie ;) http://morestories-wiecejhistorii.blogspot.com/
Staram się dodawać nowe części mniej więcej co dwa dni, choć nie zawsze mi się to udaje, bo czasem nie mam akurat dostępu do internetu,albo coś XD Ale bardzo się cieszę, że się podoba :3
Usuń