Rzeczą oczywistą było to, że cała wesoła czwóreczka
znajdowała się akurat na odgrodzonym terytorium. No cóż, jak zawsze musieli
zobaczyć, co się dzieje. Roxy z zaciekawieniem przyglądała się, jak napastnicy
każą kolejnym ludziom kłaść się na ziemi i nie próbować żadnych sztuczek.
Wyłapała również fakt, że każdy z czarnych kontaktuje się z pozostałymi przez
krótkofalówkę. Jak widać, nie byli tylko amatorami, szukającymi wrażeń. Sprawa
miała nieco poważniejszą skalę. Dobrze, że jeszcze ich nie zauważyli. Zerknęła
znacząco na Jack’a, który skinął w odpowiedzi głową. Musieli znaleźć Matt’a i
Zack’a, a potem pomyśleć, co zrobić. Bo, chcąc nie chcąc, nie mieli już
wyjścia, nie mogli tego tak zostawić. Dlatego też po cichu wycofali się, kryjąc
w zakamarkach i unikając kontaktu z napastnikami, którzy to zajęli się
zabieraniem komórek od leżących na ziemi ludzi.
W tym samym czasie białowłosy wraz ze swym towarzyszem
przechadzali się akurat po terenie, na którym nie było zupełnie nikogo. Jak
widać, wszyscy czarni wraz z zakładnikami, skupili się bardziej na wschodzie.
Szczerze? Zack’owi wcale się nie spieszyło, żeby sprawdzać, co jest grane. W
końcu miał wakacje, nie? Dlatego też
szedł sobie nieco z tyłu, przyglądając się zniszczeniom, jakie wywołał wybuch.
Byli akurat nieco dalej od obszaru samej eksplozji, jednak tutaj też walało się
pełno gruzów, chociaż niektóre budynki nadal stały.
- Zaaack, rusz się, bo za tydzień tam nie dojdziemy.- rzucił
ciemnowłosy, idąc przodem z rękami z tyłu głowy, patrząc sobie w niebo. Jak
widać, był równie zainteresowany całym zbiegowiskiem jak czerwonooki.
- Nie pierdol, bo zaczynasz gadać jak Roxy.- mruknął
białowłosy, garbiąc się lekko. Taką postawą jasno dawał do zrozumienia, że mu
się nie chce. Matt zerknął na swojego rozmówce przez ramię i uśmiechnął się
wesoło.
- Wyglądasz na iście znudzonego.-skomentował z cichym
śmiechem.
- Bo taki jestem. Nie możemy iść sobie gdzieś na kawę, czy
coś? W końcu to tylko parę ofiar i gromadka przetrzymywanych, których w każdej
chwili mogą zabić, nic wielkiego.- kontynuował swój wywód ten drugi, mówiąc o
tym wszystkim tak, jakby nie było wartę poświęcania uwagi. W końcu dla niego to
nic nowego. Bywał też w bardziej dramatycznych sytuacjach, niż ta.
Szedł sobie niespiesznie, lekko przygarbiony, rozmyślając o
tej całej nic nie wartej aferze, gdy nagle usłyszał coś, co przypominało nieco
cichutkie pochlipywanie. Ten dźwięk powtórzył się kilka razy, przez co
zainteresował białowłosego. Przystanął i obejrzał się za siebie. Nie dostrzegł
tam nic, prócz tego, co już widział. Nasłuchując, przesunął spojrzeniem po
najbliższej okolicy, gdy nagle zauważył, że przy jednym z ostałych budynków, o
który opierała się nieduża płyta betonu, coś się poruszyło. Zmarszczył lekko
brwi i zboczył z dotychczasowego kursu, podchodząc powoli do tamtego miejsca. A
gdy już tam dotarł, przykucnął sobie przy opartej płycie, by móc zajrzeć w
przestrzeń pomiędzy nią a budynkiem. Jakieś pół metra od siebie zobaczył w tej
szczelinie drobną, skuloną postać. Owa malutka osóbka patrzyła na niego oczkami
w kolorze złota, w których widać było strach. Po policzkach dziecinnej
twarzyczki spływały strużki łez, a cały ogół okalała burza rudych kosmyków. Na
tyle, na ile można było ocenić, dziecko wyglądało na nie więcej niż sześć lat.
Tego się nie spodziewał. Patrzył tak przez chwilę na malca, zastanawiając się,
co powinien zrobić. Jednak w końcu jego druga natura dała o sobie znać i już
wiedział, że nie zostawi tak dzieciaka samego.
- Hej, maluchu. Co Ty tutaj robisz?- odezwał się łagodnym
tonem. Jednak chłopiec nie odpowiedział, tylko jeszcze bardziej wsunął się w
kąt. No tak, nie trudno zrozumieć, czemu tak się bał. W końcu dopiero co był
świadkiem dość mocnego wybuchu, no i jeszcze ci goście w kominiarkach.
- Nie bój się, nie zrobię Ci krzywdy.- rzekł znowu,
uśmiechając się lekko.- Gdzie Twoi rodzice?- spytał, unosząc jedną brew ku
górze. Maluch przez dłuższą chwilę przyglądał mu się nieco nieufnie, lecz w
końcu odezwał się cichutkim głosikiem:
- Nie wiem..- słysząc tą odpowiedź, białowłosy zamyślił się
na chwilę. Zapewne są gdzieś w tym całym bałaganie z zakładnikami. A skoro tak,
to trzeba coś z tym zrobić. Wyciągnął powoli rękę w stronę dziecka, znów
przywołując na twarz uśmiech.
- Nie martw się, pomogę Ci ich znaleźć. Ale musisz wyjść z
tej dziury, zgoda?- odparł, mając nadzieje, że jakoś uda mu się przekonać
chłopca do wyjścia. Na szczęście takie argumenty poskutkowały, bo rudowłosy
popatrzył to na twarz, to na rękę czerwonookiego, by po chwili skinąć lekko
głową i złapać go niepewnie swoją tak niewielką rączką, w porównaniu do tej
Zack’owiej. Widząc to, białowłosy uśmiechnął się nieco szerzej, po czym pomógł
małej owieczce wyjść ze szczeliny. A gdy malec już stał na zewnątrz, można mu
się było lepiej przyjrzeć. Był chudy i niezbyt wysoki, włoski sięgały mu mniej
więcej do końca szyi, twarz i rączki miał brudne i lekko posiniaczone w
niektórych miejscach. Ubrany był w podarte dżinsy i pobrudzoną niebieską bluzę.
To wszystko zapewne z powodu tego, co miało to miejsce. Mimo to, był
przeuroczy, jak prawie każdy pięciolatek. Od razu łapał za serce.
Białowłosy przykucnął sobie przed nim, by nie patrzeć na
niego z góry, bo jednak różnica wzrostu była znacząca.
- Tak o wiele lepiej się rozmawia, nie sądzisz?- odezwał
się, nie przestając się uśmiechać. Dzieciak patrzył na niego tymi swoimi dużym
oczami. Nie było widać w nich już strachu, teraz pojawiło się zaciekawienie i
zainteresowanie całą osobą Zack’a. Policzki i oczy miał lekko zaczerwienione od
płaczu, jednak wyglądał całkiem dobrze, jak na tak małą istotkę, która dopiero
co widziała wybuch na własne oczy. Czerwonooki wyciągnął rękę i otwarł nadal
mokre lico malucha, który to rękawem od bluzy wytarł drugi policzek.
- Jak Ci na imię?- spytał białowłosy. Chłopiec znów spojrzał
na niego, po czym schował łapki za plecami.
- Noah.- odparł.- A pan?- zapytał, przechylając lekko główkę
na bok.
- Ja? Jestem Z…- zaczał, jednak nie dane mu było dokończyć,
bo ktoś niegrzecznie mu przerwał.
- Zaaack, do jasnej, gdzieś Ty się podział?!- rzucił z
pretensją w głosie ciemnowłosy, który to wyłonił się właśnie zza jakiegoś
budynku i ruszył w stronę białowłosego.- Wleczesz się jak mucha w smole.-
kontynuował Matt. Zack podniósł się do pionu, a rudowłosy chłopiec, widząc
kolejnego przybysza, odruchowo schował się za nogą białowłosego, wyglądając na
zielonookiego niepewnie.
- A któż to?- spytał ciemnowłosy, zauważając malucha,
chowającego się za towarzyszem.
- To jest Noah. W tym całym zamieszaniu zapodział gdzieś
rodziców.- odparł białowłosy na pytanie Matt’a, po czym zwrócił się do malca.-
Nie bój się, to tylko lekkomyślny wujek Matt. Nie jest zły, ale straszna z
niego ciota.- rzekł, szczerząc ząbki i zerkając kątem oka na ciemnowłosego.
- Eeej! Wypraszam sobie!- oburzył się tamten, robiąc
naburmuszoną minę. Widząc całą ta scenę, na twarzyczce pięciolatka zagościł
uśmiech. Jak widać, przekonał się, że nie musi się obawiać tej dwójki.
- Mówię tylko jak jest.- odparł białowłosy, unosząc ręce do
góry, w geście pod tytułem „Jestem niewinny”. W odpowiedzi usłyszał ciche
prychnięcie.- To co, Noah, idziemy szukać Twoich rodziców?- rzekł znów do
rudowłosego, który to uśmiechnął się znowu i skinął głową. Białowłosy wyciągnął
do niego rękę, a gdy maluch go złapał, bez problemu podniósł go do góry, by
zaraz wziąć go na barana. Chłopiec oplótł jego szyję rączkami i rozejrzał się
po okolicy. Będąc tak wysoko nad ziemią, mógł zobaczyć o wiele więcej. Widząc
to wszystko, na twarzy ciemnowłosego pojawił się uśmiech.
- Zacku, jak zawsze dobroduszny. Powinni Ci dać pseudonim
„Gołębie Serce”.- rzekł, ruszając znów przed siebie niezbyt szybkim, tempem.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. No przecież nie zostawię go tak
na pastwę losu.- odparł białowłosy, zrównując krok z towarzyszem.
- Wiem, wiem. Nie byłbyś sobą, gdybyś go zostawił.-
kontynuował Matt z uśmiechem na twarzy, co i raz zerkając na malucha, który to
oparł się główką o plecy czerwonookiego i przymknął nieco powieki. Cała ta
sytuacja musiała go wymęczyć. Nim ktokolwiek się obejrzał, malec już spał, i
nie przeszkadzały mu zupełnie rozmowy lub jakieś odgłosy dochodzące z oddali.
Prawda, gdyby Zack nie wziął go ze sobą, nie byłby sobą. Jak
na płatnego zabójcę miał niesamowicie miękkie serce, zwłaszcza, jeśli w grę
wchodziły dzieci. Ale co poradzić? Przez malucha jego nastawienie do całej
sprawy od razu się zmieniło. Teraz już miał za zadanie znaleźć jego rodziców,
dlatego też nieuniknionym było wplątywać się w całe to bagno. Jednak skoro się
zobowiązał, to teraz już sobie nie odpuści. Taki już był.
Po kolejnych piętnastu minutach chodzenia, do tej dwójki
dołączył również Jack razem z Roxy. Dziewczyna, widząc, że białowłosy niesie na
plecach jakieś maleństwo, westchnęła głośno.
- Zaack, znowu?- skomentowała.
- Eeej, przecież nie robię nic złego.- zaczął się bronić
czerwonooki.
- Kto to?- zapytał zielonowłosy, podchodząc bliżej do Zack’a
i przyglądając się malcowi.
- Noah. Pomagam mu znaleźć rodziców, bo w tym całym
bałaganie gdzieś mu się zawieruszyli.- odparł tamten.
- Jak zwykle.- rzuciła rudowłosa.
- Cały Zack, chyba powinnaś już do tego przywyknąć, co,
Roxy?- wtrącił Matt, stając sobie obok dziewczyny, która skrzyżowała ręce na
piersi, patrzyła przez dłuższą chwilę na pozostałą już trójkę, by na koniec
westchnąć cicho.
- Doobra..rób co uważasz za słuszne.- odpuściła.- Ale musimy
się zająć całą sytuacją.- upomniała. Widząc całą tą scenkę, Jack uśmiechnął się
lekko.
- Jak widać, masz podejście do dzieci, co, Zack?- rzekł,
kierując swe spojrzenie na białowłosego. Czerwonooki odwzajemnił jego
spojrzenie, po czym sam również się uśmiechnął.
- Na to wychodzi. Powinienem zostać przedszkolanką.- rzucił
w odpowiedzi.
- Nadawałby się, jak nic.- dodał ciemnowłosy.
- Dobra, panowie, bierzemy się do roboty.- przerwała im
rudowłosa, mówiąc już bardziej o konkretach.- Plan jest taki: czarnych jest
dużo, a każdy z nich jest uzbrojony. Na całe szczęście nie jesteśmy tacy
całkiem bezbronni, bo obstawiam, że każdy z was ma coś przy sobie. Robimy tak:
Dwie osoby odwracają uwagę zbirów, a pozostałe dwie w tym czasie ewakuują
wszystkich zakładników. Ja z Matt’em zajmiemy się ludźmi, wy dwaj..-tu wskazała
na Zack’a i Jack’a.- ..pobawicie się z tamtymi. Ale nie wolno wam żadnego z
nich zabić, już i tak nazbyt się rzucamy w oczy. Zmywamy się, jak tylko
usłyszycie syreny. I jeszcze jedno… - tym razem spojrzała na białowłosego -
Jeśli nie chcesz go narażać, ukryj go gdzieś, gdzie będzie bezpieczny dopóki
nie skończymy. Zrozumiano?- zakończyła, patrząc na wszystkich po kolei. Skinęli
głową w odpowiedzi. Przez to, że Roxanne była taka obeznana w układaniu planów,
Jack’a zaczęło zastanawiać, gdzie ona właściwie pracuje, że ma do tego taką
smykałkę. Będzie musiał się potem dowiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz