Przy jednym z niedużych pawilonów, poustawianych na placu
stał sobie oparty plecami o ścianę, zielonowłosy chłopak. Na jego twarzy
widniała irytacja, pomieszana z lekkim oburzeniem. Cały czas w głowie miał tą
samą scenę. Szedł sobie spokojnie ze swoim towarzystwem, gadając o tym i
tamtym, zamyślił się na dłuższą chwilę, a
gdy wrócił świadomością na ziemię, nikogo już przy nim nie było.
No
pięknie. Niby próbował ich szukać, ale w tym narastającym gwarze było to
trudne, dlatego też stanął sobie w
miejscu i się z niego nie ruszał. W głowie już układał sobie misterny
plan, jak to nawytyka białowłosemu, kiedy tylko go znajdzie.
Postał tak może z piętnaście kolejnych minut, gdy nagle
dołączyła do niego rudowłosa, trzymając w jednej dłoni spora chmurkę różowej
waty cukrowej na patyku.
- A gdzie Zack?- spytała, odrywając kolejny kawałek różowego
cukru, by zaraz go zjeść.
- Dobre pytanie.- odparł Jack, wyciągając rękę i biorąc
sobie trochę waty cukrowej od Roxy.
- Maatko..z tym to gdzieś pójść..jak czegoś nie zbroi to się
zgubi, no co za człowiek. A ja to co, jego niańka?- zaczęła marudzić rudowłosa,
kręcąc głową. Stali tak kolejne dwadzieścia minut, aż cała wata cukrowa
zniknęła z patyka. No i w końcu Wilk postanowił się pokazać. Przyszedł gdzieś
od strony straganów z wyszczerzem na twarzy.
- Jestem.- rzucił wesoło. Na te słowo pozostała dwójka
posłała w jego stronę gromiące spojrzenia, a chwilę później dostał patykiem po
głowie.- Eeej! A to za co?- rzucił z oskarżeniem w kierunku dziewczyny.
- Za co? Ty już dobrze wiesz, za co. Gdzieś Ty się
podziewał?!- fuknęła na niego rudowłosa.
- Wyybaczcie.- mruknął czerwonooki, po czym znów się
wyszczerzył.- Za to nigdy nie zgadniecie, co mam.- dodał.
- Co masz?- zapytał zainteresowany żółtooki. Na twarzy
Zack’a pojawiła się taki uśmiech, jakby tylko czekał, aż ktoś wreszcie go o to
spyta. Sięgnął ręką do kieszeni bluzy i wyjął z niej niedużą, prostokątną
paczuszkę w kolorze różowym. Potrząsnął nią lekko, a owe pudełeczko wydało z
siebie taki dźwięk, jakby w jego wnętrzu coś było. Na jego wierzchu widniał
spory napis „Pocky”, a pod spodem znajdował się rysunek truskawki. Widząc to,
rudowłosa od razu wiedziała, o co chodzi.
- O nie! Ja już się w to nie bawię!- rzekła od razu,
krzyżując ręce na piersi.
- Czeemu?- spytał białowłosy, szczerząc się jeszcze
bardziej. Jedynie na twarzy Jack’a widniał wielki znak zapytania. Szczerze, to
pierwszy raz w życiu widział coś takiego na oczy i za Chiny nie rozumiał, o co
chodzi pozostałej dwójce, i co do czego owe pudełeczko ma służyć.
- Bo Ty zawsze wygrywasz.-mruknęła naburmuszona rudowłosa.
- Owszem. Bo jestem najlepszy w takie zabawy.- odparł
czerwonooki, widocznie dumny z siebie. Rozmowę tej dwójki przerwało znaczące
chrząkniecie i oboje przenieśli spojrzenie na Jack’a.
- Wybaczcie, że się wtrącam, ale..co to właściwie jest i o
co tu chodzi?- spytał, wskazując gestem głowy w stronę pudełeczka. Tamci
spojrzeli na niego z niemałym zdziwieniem.
- Nie mów, że nigdy nie jadłeś i nie bawiłeś się Pocky.-
rzekła z niedowierzaniem rudowłosa, a na jej słowa zielonowłosy pokiwał tylko
głową z miną, która mówiła, że nie ma pojęcia, o co jej chodzi.- No co Ty?
Nigdy?! To w ogóle możliwe w tych czasach?- przy ostatnim pytaniu spojrzała
zaskoczona na białowłosego, który wzruszył ramionami.- Oj, Jack, to Ty jeszcze
nie wiesz, jak smakuje życie!- kontynuowała, zwracając się z uśmiechem do
zielonowłosego.
- No to będzie miał okazję.- rzucił czerwonooki, szczerząc
zęby w uśmiechu. Następnie podszedł nieco bliżej żółtookiego i pomachał mu
pudełeczkiem przed twarzą.- To, mój drogi, są ciastka. Ale nie byle jakie! To
są jedne z najlepszych ciastek na świecie. No i można się nimi bawić na różne
sposoby.- wyjaśnił pokrótce, po czym otworzył pudełeczko i znów pomachał nim
przed twarzą zielonowłosego. Ten natomiast wyciągnął rękę i wziął z pudełeczka
jedno, podłużne ciasteczko, oblane różową polewą, po czym uważnie mu się
przyjrzał.
- To są ciastka?- spytał, nadal mając tą samą, zdziwioną
minę.
- Spróbuj!- ponagliła rudowłosa, biorąc sobie jedno ciastko
od Zack’a i od razu wsadzając sobie do buzi. Jack zerknął na Roxy, potem na
ciastko, aż w końcu dał za wygraną i spróbował. I ku jego zdziwieniu okazało
się… że te ciastka naprawdę są dobre. Z truskawkową polewą. Nie trzeba było
długo czekać, aż całe ciasteczko zniknęło.
- I co?- spytała z uśmiechem dziewczyna, choć dobrze
wiedziała, co usłyszy w odpowiedzi.
- Dobre.- odparł zielonowłosy, odwzajemniając uśmiech. Sięgnął
po kolejne ciasteczko, jednak tym razem już go nie dostał.
- Nie tak szybko, głodomorze.- rzucił z wrednym uśmieszkiem
białowłosy, po czym sam wziął sobie jedno ciasteczko i wsadził do buzi, jednak
nie zjadł go.
- Na tym właśnie polega zabawa w Pocky.- odezwała się Roxy,
zerkając na Zack’a.- Nie dostaniesz następnego, póki nie zjesz tego.- rzekła,
wskazując na ciastko wystające z pomiędzy zębów białowłosego. - Przegrywa ten,
kto pierwszy wymięknie.- dokończyła, wyjaśniając przy okazji cały sens zabawy.
Jack patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. No niee..taka zabawa?! Przez
samą myśl o czymś takim na jego policzkach zawitały lekkie rumieńce, co nie
umknęło uwadze czerwonookiego. Ten drobny szczegół dał mu wiele satysfakcji. A
kiedy to zielonowłosy przeniósł na niego swój wzrok, posłał mu zachęcające
spojrzenie w połączeniu z tym swoim, zadziornym uśmieszkiem. Zielonowłosy
jeszcze przez chwilę patrzył na towarzysza, aż w końcu westchnął z lekką
rezygnacją, co Zack przyjął, jako zgodę na zabawę. Dlatego też ruszył z pewnym
siebie wyrazem twarzy na przód, by zaraz przysiąść sobie przy najbliższym
stoliku i wskazać Jack’owi gestem głowy, by usiadł naprzeciwko. Jako, że
stoliczek nie był duży, bez problemu mogli się bawić. Gdy tylko zielonowłosy
usadowił się naprzeciwko, towarzysz posłał mu iście wredny uśmieszek.
- Nie masz szans.-rzucił z ciastkiem w zębach. Takie słowa jak
zwykle podziałały zachęcająco.
- Jeszcze zobaczymy.- odparł Jack z zawzięta miną. Po
krótkiej chwili dołączyła do nich Roxy, która to robiła za sędzię. Usiadła z
boku, by móc obserwować wszystko z dobrej pozycji.
- To co, panowie? Zaczynamy?- dopytała, uśmiechając się
szeroko. Jak widać, patrzenie na to wszystko sprawiało jej dużo frajdy. A gdy
obaj skinęli głową, oznajmiła, że zabawa się zaczyna. Po tej komendzie, Zack
nachylił się nieco nad stołem, aby umożliwić przeciwnikowi dostęp do ciastka,
które trzymał w zębach. Ciasteczko miało około dziesięciu centymetrów, więc nie
tak dużo. Zielonowłosy spojrzał najpierw na towarzysza, potem na ciastko, aż w
końcu postanowił nie ciągnąc dłużej wstępu i złapał w zęby drugi koniec
słodycza. Mimowolnie, rumieńce na jego twarzy przybrały nieco intensywności,
jako, że ich twarze dzieliło zaledwie dziesięć centymetrów. Jednak nie
zamierzał dać białowłosemu wygrać, dlatego też skrócił nieco dystans, zjadając
około dwóch centymetrów ciastka. Czerwonooki z ciekawością przyglądał się
poczynaniom chłopaka. Jednak pomimo, iż dystans został skrócony, pewność siebie
nie znikła. Nie chcąc zostać w tyle, dziabnął około trzech centymetrów, tym
samym pozbywając się mniej więcej połowy ciastka. Zostało im jeszcze drugie
tyle, a pięć centymetrów, to już bardzo mało. W raz ze zmniejszającym się
dystansem, rumieńce Jack’a przybierały na intensywności, co bardzo, ale to
bardzo, podobało się czerwonookiemu. Zwłaszcza, że w tym momencie nie miał jak
się zasłonić. Jednak pomimo, iż zielonowłosy powolutku zaczął tracić pewność
siebie, nie dał tego po sobie poznać. Nie da się tak łatwo. Choć drastycznie
zmniejszająca się odległość działała dość onieśmielająco, ugryzł kolejne dwa
centymetry. A co! Nie miał zamiaru zostać w tyle. Zostały im już tylko trzy
centymetry ciastka. Kiedy to zielonowłosy patrzył z tak bliska w czerwone
tęczówki przeciwnika, mimowolnie przypomniał mu się sen z ubiegłej nocy i
zajście w windzie, co sprawiło, że mocniej poczerwieniał. Widząc to, białowłosy
uniósł lekko jedną brew ku górze, jednak ten perfidny uśmieszek nie znikał z
jego twarzy. Szczerze? Aż mu to pochlebiało, że Jack się tak rumieni. Aż trudno
oko oderwać, tak miło się na niego patrzy. W pewnym momencie odbiegł myślami od
faktu, iż zabawa dalej trwa i skupił swoja uwagę na czymś innym, mianowicie, na
twarzyczce zielonowłosego, po której zaczął powoli wędrować wzrokiem, jakby
chciała zapamiętać jej każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Zaczął od tych
uroczo zaczerwienionych policzków, jako, że skutecznie przyciągały spojrzenie.
Potem sunął wzrokiem do lekko zadartego noska i w górę na czoło, w większej
części zakryte zielonymi kosmykami. Następnie powędrował w miejsce, gdzie te
same kudełki zakrywały bliznę, którą wcześniej widział. Zsunął spojrzenie w dół,
a potem powiódł nim na usta chłopaka. Malinowe, lekko rozchylone usteczka, a z
pomiędzy nich wystawało to nieszczęsne ciasteczko. Tak nagle stały się wielką
pokusą, której wręcz nie sposób się oprzeć. W pewnym momencie w głowie
białowłosego zaświeciła czerwona lampeczka, która miała mu dać do zrozumienia,
by się opamiętał i przestał myśleć o jakichś niedorzecznych i popapranych
rzeczach. W pierwszej chwili miał zamiar odpuścić, jednak kiedy jego spojrzenie
wróciło do żółtych tęczówek, wpatrujących się z lekką ciekawością w jego
własne, kompletnie zapomniał o tym głupim, czerwonym, mrygającym badziewiu.
Jedno spojrzenie i kompletnie się zapomniał. Nie ugryzł dalej ciastka, ale też
się nie odsunął. Nie zrobił kompletnie nic. Tylko patrzył i tonął w tym intensywnym
kolorze. Jego własne spojrzenie całkiem się zmieniło. Nie było już w nim widać
pewności siebie, złośliwości czy też innych uczuć i emocji, które jeszcze przed
chwilą tam gościły. Już nie wydawał się być zainteresowany wygraną, tylko
zupełnie czymś innym. Jack przez dłuższą chwilę patrzył na tą zmianę, jaka
zaszła w czerwonych oczach, starając się trafnie odczytać to, co w nich
widział. Zack patrzył na niego jakby z lekkim zafascynowaniem, a jego
spojrzenie przywodziło zielonowłosemu na myśl człowieka, który czegoś pragnie,
ale nie wie, jak mógłby to osiągnąć. Kogoś, kto błądzi, szukając czegoś. Nie
wiedział, czy jego spostrzeżenia były trafne, czy nie, jednak wiedział jedno. Z
jakiegoś powodu to spojrzenie towarzysza sprawiło, że nie chciał się od niego
odsuwać, a wręcz przeciwnie. W jednej chwili stało się tak przyciągające,
niczym grawitacja, której nie sposób się przeciwstawić. Nagle spostrzegł, że
ciasteczko, które ich dzieliło, zmniejszyło się o kolejny centymetr, a na
dodatek, białowłosy na tym jednym nie poprzestał, a jego twarz z sekundy na
sekundę była bliżej twarzy żółtookiego. Widząc to, nie cofnął się. Nie ruszył
się nawet o milimetr. Przez krótką chwilę sam nie wiedział, co powinien w tej
sytuacji zrobić, jednak po kolejnym ułamku sekundy jakiekolwiek wątpliwości
zniknęły, a ku swojemu własnemu zaskoczeniu, Jack stwierdził, że właśnie tego
chce. Chciał, by białowłosy zbliżył się jeszcze bardziej, aby ta odległość,
która ich dzieliła, całkiem zniknęła. Zmrużył lekko oczy, jakby omotany jakimś
zaklęciem, i czekał na to, co miało się wydarzyć. Czego, jak się okazuje, obaj
pragnęli. Zbędnych centymetrów ubywało z
chwili na chwilę. Zostały tylko dwa…a potem jeden…
Nagle do uszu wszystkich dotarł świst przecinanego
powietrza, a chwilę później cienkie ostrze przeleciało centralnie pomiędzy ich
twarzami, przecinając pozostałość ciastka, jaka ich łączyła i wbijając się w
najbliższą ścianę.
- No co ja widzę..zabawa z Pocky, a mnie nikt nie zaprosił!
Ładnie to tak?- w pewnym momencie dało się słyszeć czyjś głos, który nawiasem
mówiąc był wręcz nieznośnie znajomy, przynajmniej dla Zack’a. Jednak zanim
zdążył odwrócić głowę w stronę, z której owy głos dochodził, jego właściciel
już zdążyli się przemieścić. Nim Jack się zorientował, ktoś zaszedł go od tylu
i objął go ramionami wokół szyi, tuląc się nieco do niego. Ciemnowłosy chłopak
z uśmiechem na twarzy uwalił się na głowie zielonowłosego i utkwił spojrzenie w
białowłosym.
- No wiesz co? Też lubię się w to bawić! A Ty jak zwykle o
mnie zapomniałeś.- rzucił, robiąc lekko naburmuszoną minę, jednak po krótkiej
chwili zamiast tego pojawił się iście złośliwy uśmieszek.- Nee, Zackuu…chyba
naginasz nieco zasady, nie sądzisz? Ja wiem, że perspektywa skosztowania
tego..- przy tych słowach przesunął palcem wskazującym po wargach
zielonowłosego, który przez ten ruch znów się zarumienił.-..jest cholernie
kusząca, ale wstrzymaj się , bo to ja chcę być pierwszym, który pozna ich
smak.- dokończył, posyłając czerwonookiemu bezczelne spojrzenie i świetnie
współgrający z nim uśmieszek. Widząc i słysząc to wszystko, białowłosy
zmarszczył lekko brwi, posyłając Matt’owi piorunujące spojrzenie. Przez tą całą
zaistniałą sytuację i dość trafną uwagę przybysza, na jego policzkach zawitały
lekkie rumieńce, kontrastujące z bielą jego włosów. Po chwili jednak na jego
twarzy zagościł pewny siebie, a zarazem nieco złośliwy uśmieszek.
- Phie! Chcieć to Ty sobie możesz. Jak zawsze zresztą. Ale
nie zapominaj, że to ja jestem numer jeden wśród płatnych zabójców, a Ty jesteś
tylko szczurzym pomiotem. Jak myślisz, kto ma większe szanse? - odgryzł się,
wstając od stołu, wsuwając ręce w kieszenie i patrząc z góry na zielonookiego.
Jak widać, Matt tylko na to czekał, bo po chwili odkleił się od Jack’a i
wyprostował się, stając twarzą w twarz z białowłosym.
- Jeszcze kilka takich akcji, i nasz numer jeden pójdzie
spać z rybkami. A wtedy nie będę miał już z Tobą problemów.- kontynuował
ciemnowłosy, patrząc przeciwnikowi prosto w oczy.
- Chcesz, żeby mnie sprzątnęli? No proszę, o to bym Cię nie
posądzał. I jak zwykle czekasz, aż inni odwalą za Ciebie brudną robotę, zamiast
samemu się za nią wziąć. Chociaż..i tak by Ci się to nie udało.- odparł Zack,
ciągnąc całą tę gierkę dalej. Zielonowłosy co i raz patrzył na jednego i na
drugiego, zastanawiając się, co z tego wyniknie.
- Ah tak? Zapewne zrobiłbym to lepiej, niż cała agencja.
- Doprawdy? To może mi to udowodnisz? Tak naprawdę jesteś
mocny tylko w gębie.
- Nie, mam zdecydowanie lepszy pomysł.- rzucił Matt, a jego
uśmiech nieco się poszerzył. Następnie znacząco spojrzał w stronę Jack’a.-
Zobaczymy, komu pierwszemu się uda.- dodał, posyłając białowłosemu zachęcające
spojrzenie.
- Chcesz zakładu, hm?- spytał Zack, unosząc jedną brew ku
górze, a na jego twarzy pojawił się jakby lekko rozbawiony uśmiech.
- Jak zawsze.- odparł Matt, szczerząc ząbki.- To jak będzie?
Zakład?- dopytał. Białowłosy przez krótką chwilę patrzył to na ciemnowłosego,
to na Jack’a, aż w końcu wrócił spojrzeniem do tego pierwszego.
- Zgoda.- odparł. Po tych słowach obaj wyciągnęli do siebie
ręce, w tym umownym geście, pieczętując tym samym ich nową zabawę. Zielonowłosy
przyglądał się temu wszystkiemu z lekką niepewnością. Szczerze? Nie do końca mu
się podobał fakt, iż został postawiony w roli „zakładu”. Ale jak widać, w tej
chwili nikt nie liczył się z jego zdaniem, więc przemilczał sprawę. W sumie to
sam nie wiedział, jak powinien się zachować w takiej sytuacji. Pierwszy raz mu
się coś takiego zdarzyło, że dwóch facetów się o niego zakładało. Nie brzmi to
zbyt romantycznie. Cóż..teraz nie pozostało mu nic innego, jak tylko cicho westchnąć
i podnieść się w końcu z krzesła. Tak też zrobił. A gdy już stał, podszedł do znajdującej
się nieco z boku Roxy, która to z lekkim zaciekawieniem patrzyła na wszystko,
co miało miejsce jeszcze parę chwil temu. Pozostawił Matt’a i Zack’a samym sobie, nie
wsłuchiwał się nawet zbytnio w ich wzajemne docinki, wypominki czy inne
duperele o których była mowa. Niech sobie pobiadolą.
- No, no..ładnie, Jack. Ledwo się pojawiłeś w naszej jakże
porąbanej rzeczywistości, a już jesteś rozchwytywany przez rasowych zabijaków.
Jak Ty to robisz?- rzekła z uśmiechem rudowłosa, kiedy to chłopak znalazł się
przy niej.
- Bo ja wiem? Zresztą, nie wiem, czy mam się cieszyć, czy
płakać z tego powodu.- odparł z lekkim zmieszaniem i rumieńcami na twarzy. Cóż,
pierwszy raz w życiu był „rozchwytywany”, na dodatek przez „rasowych
zabijaków”. Bynajmniej, cała sytuacja była dla niego dość dziwna.
- Nie przejmuj się, na końcu zawsze dobrze się układa.-
rzuciła dziewczyna, na co Jack odparł cichym westchnieniem.
- Oby.- mruknął. Potem znów przeniósł spojrzenie na tamtą
dwójkę. Robiło się coraz ciekawiej, bo przez wzajemne docinki doszło już do
rękoczynów w postaci wygrażania sobie. A dokładniej to Zack wygrażał
ciemnowłosemu, który to szczerzył się od ucha do ucha, prowokując jeszcze
bardziej. Jak tak dalej pójdzie, zaczną w siebie rzucać cukrem w torebkach.
- Oni tak zawsze?- spytał po chwili zielonowłosy. Stali na
tyle daleko, że mogli sobie spokojnie porozmawiać, bez ryzyka, że tamci dwaj
coś usłyszą. Zwłaszcza, że byli zajęci sobą nawzajem. Po tych słowach Roxanne
zaśmiała się cicho.
- Tak. Od momentu, gdy się poznali, sześć lat temu. Ich
wzajemne relacje zawsze tak wyglądały.- odparła, zerkając na tematy owej
rozmowy.
- Bardzo się nie lubią?- ciągnął z zaciekawieniem
żółtooki.
- O nie, Jack, nic bardziej mylnego.- skomentowała,
przyciągając tym samym wzrok zielonowłosego, którego mina jasno mówiła, że nie
rozumie, o co jej chodzi.
- Jak to?- zapytał raz jeszcze.
- Cóż..czasami fakt, jak coś wygląda z zewnątrz nie znaczy,
że jest takie samo w środku. Tak jak z ludźmi. Nie zawsze Ci, którzy wyglądają
na miłych i dobrych, są tacy w rzeczywistości. I na odwrót. Mimo, iż Ci dwaj
zawsze sobie dokuczają i ciągle rywalizują, nie znaczy, ze są wrogami. W
rzeczywistości określenie „przyjaciele” bardziej by tu pasowało.- rzekła, lekka
rozbawiona tym, iż Jack najwidoczniej nie pojmował tego faktu.
- Nie gadaj..oni?- rzucił, skinąwszy głową w stronę, z
której zaczęły latać torebeczki z cukrem. To było do przewidzenia.
- Oni, oni. Co prawda, Zack nigdy by się nie przyznał, że
Matt jest mu bliski, ale nie jest to wcale takie trudne do odgadnięcia.
- Skąd to wiesz?- kolejne pytanie, które wywołało na twarzy
dziewczyny lekko tajemniczy uśmiech.
- Upewnia mnie w tym sam fakt, że obaj jeszcze żyją. Gdyby
naprawdę byli wrogami, jeden z nich już dawno wąchałby kwiatki od spodu.-
odparła, trafiając w bardzo ciekawą uwagę. Ci dwaj mieli na tyle ciekawe
charaktery, że na pewno wykończyliby się przy pierwszej możliwej okazji, jeśli
naprawdę by się nienawidzili. Mieli już wiele okazji, a jednak tego nie
zrobili. To już musi o czymś świadczyć. Więc może i Roxy miała rację.
- Phie!- w pewnym momencie białowłosy odwrócił się bokiem do
Matt’a i chowając ręce w kieszenie, podszedł do tamtej dwójki. Minę miał mocno
zirytowaną. Po chwili do zgromadzenia dołączył również ciemnowłosy, z uśmiechem
na twarzy.
- To co macie jeszcze ciekawego w planach?- spytał
nowo przybyły.
- Nic, co by tyczyło się Ciebie.- mruknął na niego
czerwonooki, co zaowocowało tym, że Matt zrobił lekko naburmuszoną minę.
- Noo wiesz coo? Okropny jesteś, Zackuś.- rzucił, krzyżując
ręce na piersi i rzucając tak zwanego focha.- A ja Cię chciałem na procenta
zaprosić…zły człeku.- zaczął pomrukiwać sobie pod nosem. Cała ta scena była tak
zabawna, ze Jack nie powstrzymał się najpierw od uśmiechu, a potem od cichego
śmiechu. Tym samym wszyscy pozostali przenieśli na niego swoje spojrzenie.
- Co Cię tak śmieszy? -spytał białowłosy, unosząc lekko
jedną brew ku górze.
- Nic, nic. Po prostu momentami jesteście naprawdę zabawni.-
odparł zielonowłosy, uśmiechając się wesoło. Zack zerknął kątem oka na
ciemnowłosego, który też szczerzył się jak głupi do sera. Po chwili westchnął z
rezygnacją, by zaraz samemu również się uśmiechnąć. W jednej chwili napięta
atmosfera puściła i znów było dobrze.
- To co robimy?- spytał po chwili.
- Ja bym poszedł na…- zaczął ciemnowłosy, jednak nie dane mu
było dokończyć. Czemu? Ponieważ nagle gdzieś ze dwadzieścia metrów od nich
rozległ się huk, a w górę wzbiły się tumany kurzu i kawałki betonu. Wybuch. Po
sile nie trudno było stwierdzić, że nie był to duży ładunek, i nie miał na celu
zniszczenia całości festynu. Można by to raczej uznać za groźbę, a zarazem
zwrócenie uwagi. Na kogo? Rzecz jasna, na sprawców. Cała czwórka zwróciła
spojrzenia w tamtym kierunku, marszcząc brwi. Coś było nie tak.
- Mam nadzieję, że to nie Twoja robota, Matt.- rzucił
białowłosy, zerkając z ukosa na towarzysza.
- Eej! Mam nadzieję, że to nie było nawiązanie do co
poniektórych zdarzeń. Ale tym razem to nie ja.- odparł ciemnowłosy. W agencji
był specem od wszelkiego rodzaju ładunków wybuchowych i w swojej dziedzinie był
naprawdę dobry.
- Trzeba to sprawdzić.- rzuciła Roxy, po czym chwyciła Jack’a
pod ramię i pociągnęła go w na wschód. Z tego wynikało, że Zack był skazany na
Matt’a. Dlatego też Ci dwaj poszli w stronę zachodu, zakradając się do centrum
uwagi z każdej strony. Roxanne wraz z zielonowłosym dotarła pierwsza na
miejsce. Schowali się za pierwszym lepszym, stojącym jeszcze budynkiem, i
wyglądali za niego, oceniając całą sytuację. Dość spory obszar w środku festynu
został zniszczony wraz z wybuchem, wszędzie leżały szczątki budynków, betonu,
żwir i pełno pyłu. Tu i ówdzie z pod tej warstwy wystawały ludzkie ręce, nogi,
głowy. Liczba ofiar nie była tak wielka, a przynajmniej miało się nadzieje, że
taka nie była. W środku tego bałaganu stał sobie mężczyzna w średnim wieku,
uprany na czarno, z kominiarką na głowie, przez co ciężko było rozpoznać, kim
jest. W prawej dłoni trzymał karabin. Obok niego, nieco na tyle ustawiło się
trzech innych osobników, ubranych tak samo, z bronią w rękach. Każdy z nich
obserwował inną część terenu. Zbierając wszystkie ważne szczegóły do kupy,
można było się domyśleć, że to jakiś atak terrorystyczny. A zakładnikami w tym
momencie stali się wszyscy Ci, którzy byli nadal na terenie festynu. Dookoła
miejsca wybuchu zgromadziła się dość liczna grupka osób. Większość z nich,
widząc ludzi w przebraniach, zaczynała uciekać w drugą stronę, jednak było już
za późno, ponieważ po całym terenie, mniej więcej na trzydzieści metrów od
miejsca wybuchu więcej ludzi w czarnych ubiorach odcięło cały ten obszar od
reszty placu. A co za tym idzie, wszyscy cywile, będący na tym dość dużym
obszarze, nie mieli już szans na ucieczkę. Stali się zakładnikami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz