Uwaga!
Blog o tematyce YAOI, może zawierać treści przeznaczone dla osób dorosłych. Jeżeli tematyka w jakikolwiek sposób Ci nie odpowiada, prosimy o opuszczenie bloga. Pozostałym zaś życzymy miłej lektury :)

sobota, 7 września 2013

Rozdział 11

Przy jednym z niedużych pawilonów, poustawianych na placu stał sobie oparty plecami o ścianę, zielonowłosy chłopak. Na jego twarzy widniała irytacja, pomieszana z lekkim oburzeniem. Cały czas w głowie miał tą samą scenę. Szedł sobie spokojnie ze swoim towarzystwem, gadając o tym i tamtym, zamyślił się na dłuższą chwilę, a  gdy wrócił świadomością na ziemię, nikogo już przy nim nie było.
No pięknie. Niby próbował ich szukać, ale w tym narastającym gwarze było to trudne, dlatego też stanął sobie w  miejscu i się z niego nie ruszał. W głowie już układał sobie misterny plan, jak to nawytyka białowłosemu, kiedy tylko go znajdzie.
Postał tak może z piętnaście kolejnych minut, gdy nagle dołączyła do niego rudowłosa, trzymając w jednej dłoni spora chmurkę różowej waty cukrowej na patyku.
- A gdzie Zack?- spytała, odrywając kolejny kawałek różowego cukru, by zaraz go zjeść.
- Dobre pytanie.- odparł Jack, wyciągając rękę i biorąc sobie trochę waty cukrowej od Roxy.
- Maatko..z tym to gdzieś pójść..jak czegoś nie zbroi to się zgubi, no co za człowiek. A ja to co, jego niańka?- zaczęła marudzić rudowłosa, kręcąc głową. Stali tak kolejne dwadzieścia minut, aż cała wata cukrowa zniknęła z patyka. No i w końcu Wilk postanowił się pokazać. Przyszedł gdzieś od strony straganów z wyszczerzem na twarzy.
- Jestem.- rzucił wesoło. Na te słowo pozostała dwójka posłała w jego stronę gromiące spojrzenia, a chwilę później dostał patykiem po głowie.- Eeej! A to za co?- rzucił z oskarżeniem w kierunku dziewczyny.
- Za co? Ty już dobrze wiesz, za co. Gdzieś Ty się podziewał?!- fuknęła na niego rudowłosa.
- Wyybaczcie.- mruknął czerwonooki, po czym znów się wyszczerzył.- Za to nigdy nie zgadniecie, co mam.- dodał.
- Co masz?- zapytał zainteresowany żółtooki. Na twarzy Zack’a pojawiła się taki uśmiech, jakby tylko czekał, aż ktoś wreszcie go o to spyta. Sięgnął ręką do kieszeni bluzy i wyjął z niej niedużą, prostokątną paczuszkę w kolorze różowym. Potrząsnął nią lekko, a owe pudełeczko wydało z siebie taki dźwięk, jakby w jego wnętrzu coś było. Na jego wierzchu widniał spory napis „Pocky”, a pod spodem znajdował się rysunek truskawki. Widząc to, rudowłosa od razu wiedziała, o co chodzi.
- O nie! Ja już się w to nie bawię!- rzekła od razu, krzyżując ręce na piersi.
- Czeemu?- spytał białowłosy, szczerząc się jeszcze bardziej. Jedynie na twarzy Jack’a widniał wielki znak zapytania. Szczerze, to pierwszy raz w życiu widział coś takiego na oczy i za Chiny nie rozumiał, o co chodzi pozostałej dwójce, i co do czego owe pudełeczko ma służyć.
- Bo Ty zawsze wygrywasz.-mruknęła naburmuszona rudowłosa.
- Owszem. Bo jestem najlepszy w takie zabawy.- odparł czerwonooki, widocznie dumny z siebie. Rozmowę tej dwójki przerwało znaczące chrząkniecie i oboje przenieśli spojrzenie na Jack’a.
- Wybaczcie, że się wtrącam, ale..co to właściwie jest i o co tu chodzi?- spytał, wskazując gestem głowy w stronę pudełeczka. Tamci spojrzeli na niego z niemałym zdziwieniem.
- Nie mów, że nigdy nie jadłeś i nie bawiłeś się Pocky.- rzekła z niedowierzaniem rudowłosa, a na jej słowa zielonowłosy pokiwał tylko głową z miną, która mówiła, że nie ma pojęcia, o co jej chodzi.- No co Ty? Nigdy?! To w ogóle możliwe w tych czasach?- przy ostatnim pytaniu spojrzała zaskoczona na białowłosego, który wzruszył ramionami.- Oj, Jack, to Ty jeszcze nie wiesz, jak smakuje życie!- kontynuowała, zwracając się z uśmiechem do zielonowłosego.
- No to będzie miał okazję.- rzucił czerwonooki, szczerząc zęby w uśmiechu. Następnie podszedł nieco bliżej żółtookiego i pomachał mu pudełeczkiem przed twarzą.- To, mój drogi, są ciastka. Ale nie byle jakie! To są jedne z najlepszych ciastek na świecie. No i można się nimi bawić na różne sposoby.- wyjaśnił pokrótce, po czym otworzył pudełeczko i znów pomachał nim przed twarzą zielonowłosego. Ten natomiast wyciągnął rękę i wziął z pudełeczka jedno, podłużne ciasteczko, oblane różową polewą, po czym uważnie mu się przyjrzał.
- To są ciastka?- spytał, nadal mając tą samą, zdziwioną minę.
- Spróbuj!- ponagliła rudowłosa, biorąc sobie jedno ciastko od Zack’a i od razu wsadzając sobie do buzi. Jack zerknął na Roxy, potem na ciastko, aż w końcu dał za wygraną i spróbował. I ku jego zdziwieniu okazało się… że te ciastka naprawdę są dobre. Z truskawkową polewą. Nie trzeba było długo czekać, aż całe ciasteczko zniknęło.
- I co?- spytała z uśmiechem dziewczyna, choć dobrze wiedziała, co usłyszy w odpowiedzi.
- Dobre.- odparł zielonowłosy, odwzajemniając uśmiech. Sięgnął po kolejne ciasteczko, jednak tym razem już go nie dostał.
- Nie tak szybko, głodomorze.- rzucił z wrednym uśmieszkiem białowłosy, po czym sam wziął sobie jedno ciasteczko i wsadził do buzi, jednak nie zjadł go.
- Na tym właśnie polega zabawa w Pocky.- odezwała się Roxy, zerkając na Zack’a.- Nie dostaniesz następnego, póki nie zjesz tego.- rzekła, wskazując na ciastko wystające z pomiędzy zębów białowłosego. - Przegrywa ten, kto pierwszy wymięknie.- dokończyła, wyjaśniając przy okazji cały sens zabawy. Jack patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. No niee..taka zabawa?! Przez samą myśl o czymś takim na jego policzkach zawitały lekkie rumieńce, co nie umknęło uwadze czerwonookiego. Ten drobny szczegół dał mu wiele satysfakcji. A kiedy to zielonowłosy przeniósł na niego swój wzrok, posłał mu zachęcające spojrzenie w połączeniu z tym swoim, zadziornym uśmieszkiem. Zielonowłosy jeszcze przez chwilę patrzył na towarzysza, aż w końcu westchnął z lekką rezygnacją, co Zack przyjął, jako zgodę na zabawę. Dlatego też ruszył z pewnym siebie wyrazem twarzy na przód, by zaraz przysiąść sobie przy najbliższym stoliku i wskazać Jack’owi gestem głowy, by usiadł naprzeciwko. Jako, że stoliczek nie był duży, bez problemu mogli się bawić. Gdy tylko zielonowłosy usadowił się naprzeciwko, towarzysz posłał mu iście wredny uśmieszek.
- Nie masz szans.-rzucił z ciastkiem w zębach. Takie słowa jak zwykle podziałały zachęcająco.
- Jeszcze zobaczymy.- odparł Jack z zawzięta miną. Po krótkiej chwili dołączyła do nich Roxy, która to robiła za sędzię. Usiadła z boku, by móc obserwować wszystko z dobrej pozycji.
- To co, panowie? Zaczynamy?- dopytała, uśmiechając się szeroko. Jak widać, patrzenie na to wszystko sprawiało jej dużo frajdy. A gdy obaj skinęli głową, oznajmiła, że zabawa się zaczyna. Po tej komendzie, Zack nachylił się nieco nad stołem, aby umożliwić przeciwnikowi dostęp do ciastka, które trzymał w zębach. Ciasteczko miało około dziesięciu centymetrów, więc nie tak dużo. Zielonowłosy spojrzał najpierw na towarzysza, potem na ciastko, aż w końcu postanowił nie ciągnąc dłużej wstępu i złapał w zęby drugi koniec słodycza. Mimowolnie, rumieńce na jego twarzy przybrały nieco intensywności, jako, że ich twarze dzieliło zaledwie dziesięć centymetrów. Jednak nie zamierzał dać białowłosemu wygrać, dlatego też skrócił nieco dystans, zjadając około dwóch centymetrów ciastka. Czerwonooki z ciekawością przyglądał się poczynaniom chłopaka. Jednak pomimo, iż dystans został skrócony, pewność siebie nie znikła. Nie chcąc zostać w tyle, dziabnął około trzech centymetrów, tym samym pozbywając się mniej więcej połowy ciastka. Zostało im jeszcze drugie tyle, a pięć centymetrów, to już bardzo mało. W raz ze zmniejszającym się dystansem, rumieńce Jack’a przybierały na intensywności, co bardzo, ale to bardzo, podobało się czerwonookiemu. Zwłaszcza, że w tym momencie nie miał jak się zasłonić. Jednak pomimo, iż zielonowłosy powolutku zaczął tracić pewność siebie, nie dał tego po sobie poznać. Nie da się tak łatwo. Choć drastycznie zmniejszająca się odległość działała dość onieśmielająco, ugryzł kolejne dwa centymetry. A co! Nie miał zamiaru zostać w tyle. Zostały im już tylko trzy centymetry ciastka. Kiedy to zielonowłosy patrzył z tak bliska w czerwone tęczówki przeciwnika, mimowolnie przypomniał mu się sen z ubiegłej nocy i zajście w windzie, co sprawiło, że mocniej poczerwieniał. Widząc to, białowłosy uniósł lekko jedną brew ku górze, jednak ten perfidny uśmieszek nie znikał z jego twarzy. Szczerze? Aż mu to pochlebiało, że Jack się tak rumieni. Aż trudno oko oderwać, tak miło się na niego patrzy. W pewnym momencie odbiegł myślami od faktu, iż zabawa dalej trwa i skupił swoja uwagę na czymś innym, mianowicie, na twarzyczce zielonowłosego, po której zaczął powoli wędrować wzrokiem, jakby chciała zapamiętać jej każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Zaczął od tych uroczo zaczerwienionych policzków, jako, że skutecznie przyciągały spojrzenie. Potem sunął wzrokiem do lekko zadartego noska i w górę na czoło, w większej części zakryte zielonymi kosmykami. Następnie powędrował w miejsce, gdzie te same kudełki zakrywały bliznę, którą wcześniej widział. Zsunął spojrzenie w dół, a potem powiódł nim na usta chłopaka. Malinowe, lekko rozchylone usteczka, a z pomiędzy nich wystawało to nieszczęsne ciasteczko. Tak nagle stały się wielką pokusą, której wręcz nie sposób się oprzeć. W pewnym momencie w głowie białowłosego zaświeciła czerwona lampeczka, która miała mu dać do zrozumienia, by się opamiętał i przestał myśleć o jakichś niedorzecznych i popapranych rzeczach. W pierwszej chwili miał zamiar odpuścić, jednak kiedy jego spojrzenie wróciło do żółtych tęczówek, wpatrujących się z lekką ciekawością w jego własne, kompletnie zapomniał o tym głupim, czerwonym, mrygającym badziewiu. Jedno spojrzenie i kompletnie się zapomniał. Nie ugryzł dalej ciastka, ale też się nie odsunął. Nie zrobił kompletnie nic. Tylko patrzył i tonął w tym intensywnym kolorze. Jego własne spojrzenie całkiem się zmieniło. Nie było już w nim widać pewności siebie, złośliwości czy też innych uczuć i emocji, które jeszcze przed chwilą tam gościły. Już nie wydawał się być zainteresowany wygraną, tylko zupełnie czymś innym. Jack przez dłuższą chwilę patrzył na tą zmianę, jaka zaszła w czerwonych oczach, starając się trafnie odczytać to, co w nich widział. Zack patrzył na niego jakby z lekkim zafascynowaniem, a jego spojrzenie przywodziło zielonowłosemu na myśl człowieka, który czegoś pragnie, ale nie wie, jak mógłby to osiągnąć. Kogoś, kto błądzi, szukając czegoś. Nie wiedział, czy jego spostrzeżenia były trafne, czy nie, jednak wiedział jedno. Z jakiegoś powodu to spojrzenie towarzysza sprawiło, że nie chciał się od niego odsuwać, a wręcz przeciwnie. W jednej chwili stało się tak przyciągające, niczym grawitacja, której nie sposób się przeciwstawić. Nagle spostrzegł, że ciasteczko, które ich dzieliło, zmniejszyło się o kolejny centymetr, a na dodatek, białowłosy na tym jednym nie poprzestał, a jego twarz z sekundy na sekundę była bliżej twarzy żółtookiego. Widząc to, nie cofnął się. Nie ruszył się nawet o milimetr. Przez krótką chwilę sam nie wiedział, co powinien w tej sytuacji zrobić, jednak po kolejnym ułamku sekundy jakiekolwiek wątpliwości zniknęły, a ku swojemu własnemu zaskoczeniu, Jack stwierdził, że właśnie tego chce. Chciał, by białowłosy zbliżył się jeszcze bardziej, aby ta odległość, która ich dzieliła, całkiem zniknęła. Zmrużył lekko oczy, jakby omotany jakimś zaklęciem, i czekał na to, co miało się wydarzyć. Czego, jak się okazuje, obaj pragnęli. Zbędnych centymetrów ubywało z  chwili na chwilę. Zostały tylko dwa…a potem jeden…
Nagle do uszu wszystkich dotarł świst przecinanego powietrza, a chwilę później cienkie ostrze przeleciało centralnie pomiędzy ich twarzami, przecinając pozostałość ciastka, jaka ich łączyła i wbijając się w najbliższą ścianę.
- No co ja widzę..zabawa z Pocky, a mnie nikt nie zaprosił! Ładnie to tak?- w pewnym momencie dało się słyszeć czyjś głos, który nawiasem mówiąc był wręcz nieznośnie znajomy, przynajmniej dla Zack’a. Jednak zanim zdążył odwrócić głowę w stronę, z której owy głos dochodził, jego właściciel już zdążyli się przemieścić. Nim Jack się zorientował, ktoś zaszedł go od tylu i objął go ramionami wokół szyi, tuląc się nieco do niego. Ciemnowłosy chłopak z uśmiechem na twarzy uwalił się na głowie zielonowłosego i utkwił spojrzenie w białowłosym.
- No wiesz co? Też lubię się w to bawić! A Ty jak zwykle o mnie zapomniałeś.- rzucił, robiąc lekko naburmuszoną minę, jednak po krótkiej chwili zamiast tego pojawił się iście złośliwy uśmieszek.- Nee, Zackuu…chyba naginasz nieco zasady, nie sądzisz? Ja wiem, że perspektywa skosztowania tego..- przy tych słowach przesunął palcem wskazującym po wargach zielonowłosego, który przez ten ruch znów się zarumienił.-..jest cholernie kusząca, ale wstrzymaj się , bo to ja chcę być pierwszym, który pozna ich smak.- dokończył, posyłając czerwonookiemu bezczelne spojrzenie i świetnie współgrający z nim uśmieszek. Widząc i słysząc to wszystko, białowłosy zmarszczył lekko brwi, posyłając Matt’owi piorunujące spojrzenie. Przez tą całą zaistniałą sytuację i dość trafną uwagę przybysza, na jego policzkach zawitały lekkie rumieńce, kontrastujące z bielą jego włosów. Po chwili jednak na jego twarzy zagościł pewny siebie, a zarazem nieco złośliwy uśmieszek.
- Phie! Chcieć to Ty sobie możesz. Jak zawsze zresztą. Ale nie zapominaj, że to ja jestem numer jeden wśród płatnych zabójców, a Ty jesteś tylko szczurzym pomiotem. Jak myślisz, kto ma większe szanse? - odgryzł się, wstając od stołu, wsuwając ręce w kieszenie i patrząc z góry na zielonookiego. Jak widać, Matt tylko na to czekał, bo po chwili odkleił się od Jack’a i wyprostował się, stając twarzą w twarz z białowłosym.
- Jeszcze kilka takich akcji, i nasz numer jeden pójdzie spać z rybkami. A wtedy nie będę miał już z Tobą problemów.- kontynuował ciemnowłosy, patrząc przeciwnikowi prosto w oczy.
- Chcesz, żeby mnie sprzątnęli? No proszę, o to bym Cię nie posądzał. I jak zwykle czekasz, aż inni odwalą za Ciebie brudną robotę, zamiast samemu się za nią wziąć. Chociaż..i tak by Ci się to nie udało.- odparł Zack, ciągnąc całą tę gierkę dalej. Zielonowłosy co i raz patrzył na jednego i na drugiego, zastanawiając się, co z tego wyniknie.
- Ah tak? Zapewne zrobiłbym to lepiej, niż cała agencja.
- Doprawdy? To może mi to udowodnisz? Tak naprawdę jesteś mocny tylko w gębie.
- Nie, mam zdecydowanie lepszy pomysł.- rzucił Matt, a jego uśmiech nieco się poszerzył. Następnie znacząco spojrzał w stronę Jack’a.- Zobaczymy, komu pierwszemu się uda.- dodał, posyłając białowłosemu zachęcające spojrzenie.
- Chcesz zakładu, hm?- spytał Zack, unosząc jedną brew ku górze, a na jego twarzy pojawił się jakby lekko rozbawiony uśmiech.
- Jak zawsze.- odparł Matt, szczerząc ząbki.- To jak będzie? Zakład?- dopytał. Białowłosy przez krótką chwilę patrzył to na ciemnowłosego, to na Jack’a, aż w końcu wrócił spojrzeniem do tego pierwszego.
- Zgoda.- odparł. Po tych słowach obaj wyciągnęli do siebie ręce, w tym umownym geście, pieczętując tym samym ich nową zabawę. Zielonowłosy przyglądał się temu wszystkiemu z lekką niepewnością. Szczerze? Nie do końca mu się podobał fakt, iż został postawiony w roli „zakładu”. Ale jak widać, w tej chwili nikt nie liczył się z jego zdaniem, więc przemilczał sprawę. W sumie to sam nie wiedział, jak powinien się zachować w takiej sytuacji. Pierwszy raz mu się coś takiego zdarzyło, że dwóch facetów się o niego zakładało. Nie brzmi to zbyt romantycznie. Cóż..teraz nie pozostało mu nic innego, jak tylko cicho westchnąć i podnieść się w końcu z krzesła. Tak też zrobił. A gdy już stał, podszedł do znajdującej się nieco z boku Roxy, która to z lekkim zaciekawieniem patrzyła na wszystko, co miało miejsce jeszcze parę chwil temu.  Pozostawił Matt’a i Zack’a samym sobie, nie wsłuchiwał się nawet zbytnio w ich wzajemne docinki, wypominki czy inne duperele o których była mowa. Niech sobie pobiadolą.
- No, no..ładnie, Jack. Ledwo się pojawiłeś w naszej jakże porąbanej rzeczywistości, a już jesteś rozchwytywany przez rasowych zabijaków. Jak Ty to robisz?- rzekła z uśmiechem rudowłosa, kiedy to chłopak znalazł się przy niej.
- Bo ja wiem? Zresztą, nie wiem, czy mam się cieszyć, czy płakać z tego powodu.- odparł z lekkim zmieszaniem i rumieńcami na twarzy. Cóż, pierwszy raz w życiu był „rozchwytywany”, na dodatek przez „rasowych zabijaków”. Bynajmniej, cała sytuacja była dla niego dość dziwna.
- Nie przejmuj się, na końcu zawsze dobrze się układa.- rzuciła dziewczyna, na co Jack odparł cichym westchnieniem.
- Oby.- mruknął. Potem znów przeniósł spojrzenie na tamtą dwójkę. Robiło się coraz ciekawiej, bo przez wzajemne docinki doszło już do rękoczynów w postaci wygrażania sobie. A dokładniej to Zack wygrażał ciemnowłosemu, który to szczerzył się od ucha do ucha, prowokując jeszcze bardziej. Jak tak dalej pójdzie, zaczną w siebie rzucać cukrem w torebkach.
- Oni tak zawsze?- spytał po chwili zielonowłosy. Stali na tyle daleko, że mogli sobie spokojnie porozmawiać, bez ryzyka, że tamci dwaj coś usłyszą. Zwłaszcza, że byli zajęci sobą nawzajem. Po tych słowach Roxanne zaśmiała się cicho.
- Tak. Od momentu, gdy się poznali, sześć lat temu. Ich wzajemne relacje zawsze tak wyglądały.- odparła, zerkając na tematy owej rozmowy.
- Bardzo się nie lubią?- ciągnął z zaciekawieniem żółtooki. 
- O nie, Jack, nic bardziej mylnego.- skomentowała, przyciągając tym samym wzrok zielonowłosego, którego mina jasno mówiła, że nie rozumie, o co jej chodzi.
- Jak to?- zapytał raz jeszcze.
- Cóż..czasami fakt, jak coś wygląda z zewnątrz nie znaczy, że jest takie samo w środku. Tak jak z ludźmi. Nie zawsze Ci, którzy wyglądają na miłych i dobrych, są tacy w rzeczywistości. I na odwrót. Mimo, iż Ci dwaj zawsze sobie dokuczają i ciągle rywalizują, nie znaczy, ze są wrogami. W rzeczywistości określenie „przyjaciele” bardziej by tu pasowało.- rzekła, lekka rozbawiona tym, iż Jack najwidoczniej nie pojmował tego faktu.
- Nie gadaj..oni?- rzucił, skinąwszy głową w stronę, z której zaczęły latać torebeczki z cukrem. To było do przewidzenia.
- Oni, oni. Co prawda, Zack nigdy by się nie przyznał, że Matt jest mu bliski, ale nie jest to wcale takie trudne do odgadnięcia.
- Skąd to wiesz?- kolejne pytanie, które wywołało na twarzy dziewczyny lekko tajemniczy uśmiech.
- Upewnia mnie w tym sam fakt, że obaj jeszcze żyją. Gdyby naprawdę byli wrogami, jeden z nich już dawno wąchałby kwiatki od spodu.- odparła, trafiając w bardzo ciekawą uwagę. Ci dwaj mieli na tyle ciekawe charaktery, że na pewno wykończyliby się przy pierwszej możliwej okazji, jeśli naprawdę by się nienawidzili. Mieli już wiele okazji, a jednak tego nie zrobili. To już musi o czymś świadczyć. Więc może i Roxy miała rację.
- Phie!- w pewnym momencie białowłosy odwrócił się bokiem do Matt’a i chowając ręce w kieszenie, podszedł do tamtej dwójki. Minę miał mocno zirytowaną. Po chwili do zgromadzenia dołączył również ciemnowłosy, z uśmiechem na twarzy.
- To co macie jeszcze ciekawego w planach?- spytał nowo przybyły.
- Nic, co by tyczyło się Ciebie.- mruknął na niego czerwonooki, co zaowocowało tym, że Matt zrobił lekko naburmuszoną minę.
- Noo wiesz coo? Okropny jesteś, Zackuś.- rzucił, krzyżując ręce na piersi i rzucając tak zwanego focha.- A ja Cię chciałem na procenta zaprosić…zły człeku.- zaczął pomrukiwać sobie pod nosem. Cała ta scena była tak zabawna, ze Jack nie powstrzymał się najpierw od uśmiechu, a potem od cichego śmiechu. Tym samym wszyscy pozostali przenieśli na niego swoje spojrzenie.
- Co Cię tak śmieszy? -spytał białowłosy, unosząc lekko jedną brew ku górze.
- Nic, nic. Po prostu momentami jesteście naprawdę zabawni.- odparł zielonowłosy, uśmiechając się wesoło. Zack zerknął kątem oka na ciemnowłosego, który też szczerzył się jak głupi do sera. Po chwili westchnął z rezygnacją, by zaraz samemu również się uśmiechnąć. W jednej chwili napięta atmosfera puściła i znów było dobrze.
- To co robimy?- spytał po chwili.
- Ja bym poszedł na…- zaczął ciemnowłosy, jednak nie dane mu było dokończyć. Czemu? Ponieważ nagle gdzieś ze dwadzieścia metrów od nich rozległ się huk, a w górę wzbiły się tumany kurzu i kawałki betonu. Wybuch. Po sile nie trudno było stwierdzić, że nie był to duży ładunek, i nie miał na celu zniszczenia całości festynu. Można by to raczej uznać za groźbę, a zarazem zwrócenie uwagi. Na kogo? Rzecz jasna, na sprawców. Cała czwórka zwróciła spojrzenia w tamtym kierunku, marszcząc brwi. Coś było nie tak.
- Mam nadzieję, że to nie Twoja robota, Matt.- rzucił białowłosy, zerkając z ukosa na towarzysza.
- Eej! Mam nadzieję, że to nie było nawiązanie do co poniektórych zdarzeń. Ale tym razem to nie ja.- odparł ciemnowłosy. W agencji był specem od wszelkiego rodzaju ładunków wybuchowych i w swojej dziedzinie był naprawdę dobry.
- Trzeba to sprawdzić.- rzuciła Roxy, po czym chwyciła Jack’a pod ramię i pociągnęła go w na wschód. Z tego wynikało, że Zack był skazany na Matt’a. Dlatego też Ci dwaj poszli w stronę zachodu, zakradając się do centrum uwagi z każdej strony. Roxanne wraz z zielonowłosym dotarła pierwsza na miejsce. Schowali się za pierwszym lepszym, stojącym jeszcze budynkiem, i wyglądali za niego, oceniając całą sytuację. Dość spory obszar w środku festynu został zniszczony wraz z wybuchem, wszędzie leżały szczątki budynków, betonu, żwir i pełno pyłu. Tu i ówdzie z pod tej warstwy wystawały ludzkie ręce, nogi, głowy. Liczba ofiar nie była tak wielka, a przynajmniej miało się nadzieje, że taka nie była. W środku tego bałaganu stał sobie mężczyzna w średnim wieku, uprany na czarno, z kominiarką na głowie, przez co ciężko było rozpoznać, kim jest. W prawej dłoni trzymał karabin. Obok niego, nieco na tyle ustawiło się trzech innych osobników, ubranych tak samo, z bronią w rękach. Każdy z nich obserwował inną część terenu. Zbierając wszystkie ważne szczegóły do kupy, można było się domyśleć, że to jakiś atak terrorystyczny. A zakładnikami w tym momencie stali się wszyscy Ci, którzy byli nadal na terenie festynu. Dookoła miejsca wybuchu zgromadziła się dość liczna grupka osób. Większość z nich, widząc ludzi w przebraniach, zaczynała uciekać w drugą stronę, jednak było już za późno, ponieważ po całym terenie, mniej więcej na trzydzieści metrów od miejsca wybuchu więcej ludzi w czarnych ubiorach odcięło cały ten obszar od reszty placu. A co za tym idzie, wszyscy cywile, będący na tym dość dużym obszarze, nie mieli już szans na ucieczkę. Stali się zakładnikami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz