Następne dni mijały w dość ciężkiej atmosferze. David, Will
i Allan nie rozumieli tych wiecznych nieobecności pozostałej dwójki na polanie.
A kiedy już byli, to zwykle na zmianę. W ciągu dnia przychodził John, robił to
co zwykle, czyli przygotowywał jedzenie plus jakieś drobiazgi, zamieniał z
towarzyszami parę słów i odchodził, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, na jak
długo.
Robin wciąż bywał wśród swoich jedynie okazjonalnie, jednak owe
nieobecności nie były już spowodowane odwiedzaniem Marion. Coraz rzadziej ją
widywał, a ona coraz bardziej martwiła się o niego. Całymi dniami i nocami
wędrował po lecie, czasem wybywając nawet na dwa, albo trzy dni. Chodził sam,
tak samo jak John, obaj pogrążeni w wiecznym zamęcie myśli i uczuć. Ich drogi
przecinały się bardzo rzadko, a jeśli już się to zdarzyło, nie dochodziło
między nimi do takich radosnych rozmów lub zabaw. Czasem, gdy już łaskawie
zamienili kilka słów, mówili jakby szyfrem, którego nikt z pozostałej trójki
nie potrafił odszyfrować. Tak jakby wiedzieli o czymś, o czym oni nie
wiedzieli, i jakby cały czas do tego nawiązywali, jakby z lekką pretensją.
Zresztą, ciężko było z tych rozmów wyczytać coś konkretnego, tak samo z ich
twarzy. Ta paleta emocji i barw, która zawsze im towarzyszyła, nagle gdzieś
zniknęła. Braciszek Tuck częściej bywał na polanie, aby pomagać pozostałej
trójce i jakoś zastępować rolę tych, którzy wciąż byli nieobecni. Sam nawet nie
wiedział, jak wytłumaczyć im, co się dzieje z ich przyjaciółmi.
Któregoś razu zawitała na polanie Marion, szukając Robina
lub John’a, ale zastała jedynie zakonnika, studiującego lekturę. Podeszła do
niego powoli, a ten, zauważając jej obecność, uśmiechnął się, zamykając
książkę.
- Witam Cię, Marion. Jak widzę postanowiłaś zawitać na
polanie. –zaczął, siadając na kamieniu i proponując dziewczynie miejsce obok
siebie.
- Witaj, braciszku. Tak..miałam nadzieję, że zastanę tu
kogoś, kto odpowie mi na dręczące mnie pytania..-rzekła, przysiadając obok.
- Chętnie Cię wysłucham, moje drogie dziecko.- odparł, znów
posyłając jej życzliwy uśmiech.- Co Cię trapi?- spytał. Ona spojrzała gdzieś w
bok, po czym westchnęła cicho.
- Martwię się, braciszku.. Słyszałam, że ostatnimi dniami
John i Robin często znikają, nie mówią zbyt wiele, nie śmieją się. Z Robinem
miałam okazję spotkać się raz czy dwa, i wystraszyła mnie ta pustka na jego
twarzy. Żadnego uśmiechu, żadnych grymasów, żadnych emocji..tylko to dziwne
zamyślenie i przygnębienie w jego oczach. Pytałam, co się stało. Raz nawet już
chciał coś powiedzieć, ale gdy spojrzał mi w oczy, nagle urwał i zakończył,
jakby nie chodziło to nic ważnego. A potem odszedł przed siebie, tłumacząc, że
chce pobyć sam. Z John’em jest to samo. Dane mi było zobaczyć go, jak spaceruje
po leśnych ścieżkach lub polanach z taką samą, nieodgadnioną zadumą na twarzy.
Z nim również próbowałam rozmawiać, jednak kończyło się tak samo. To do nich
takie niepodobne..- rzekła dziewczyna, ze smutkiem i troską spoglądając gdzieś
przed siebie. - Ah, bracie, czy nie wiesz, o co może chodzić? Co ich tak bardzo
męczy? Co się stało z tymi młodzieńcami, którzy jeszcze niedawno potrafili
razem śmiać się z najdrobniejszych rzeczy?- spytała, zwracając znów spojrzenie
na starca. Ten spoważniał i zamyślił się na chwilę. Wiedział, o co chodzi,
jednak nie wiedział, czy uda mu się przekazać jej to w sposób zrozumiały. Jednak
jej spojrzenie, pełne niewiedzy, męczącej bezsilności, niepewności i troski o
nich obu, sprawiło, iż ciężko mu się na sercu zrobiło.
- Moja droga..-zaczął, wzdychając cicho.- ..wiem, co im
dolega.
- Co takiego?- spytała, pełna nadziei na wyjaśnienia.
- Rozterki miłosne..-rzekł mężczyzna, uśmiechając się lekko.
Na twarzy Marion zagościł pytający wyraz.
- Jak to?- zapytała, nie rozumiejąc do końca, o co chodzi.
- Ah, Marion..znasz ich od bardzo dawna, czyż nie? Jesteś z
nimi związana bardzo silną przyjaźnią. Co więcej, wiem, że bardzo ich kochasz.
Wiesz, jak silna więź łączy ich ze sobą. Znają się od zawsze, zawsze i wszędzie
byli razem, jeden nie odstępował drugiego na krok. Jeden za drugim skoczyłby w
ogień, cały świat mógłby im paść do stóp, a oni nawet by na to uwagi nie
zwrócili. Podziwiam ich i obserwuję od dzieciństwa. Patrzę jak rosną, jak się
rozwijają, jak dojrzewają, a siła, która ich ze sobą łączy, staje się tak
twarda i niezniszczalna, jak nie jeden mur obronny by chciał. Odkąd pamiętam, wiedziałem,
że nadejdzie kiedyś taki dzień. A odkąd Ty pojawiłaś się w ich życiu,
wiedziałem również, że sprawa przyjmie taki, a nie inny obrót. – powiedział
duchowny.
- Mówisz, że..- zaczęła ciemnooka, lekko zdumiona faktem, do
którego dążył Tuck.
- Tak, moja droga. Co więcej..to, co jest między nimi, już
dawno wykroczyło poza schematy ludzkiego myślenia. Jednak są w tym tak bardzo
zagubieni głównie ze względu na Ciebie. Przez to, co się miedzy Tobą, a Robinem
stało przez ostanie dni, wprowadziło go teraz w rozdarcie, bo sam nie wie, co
tak naprawdę czuje. A ponieważ John od początku wiedział o tym, co was łączy,
również czuje się w tym wszystkim zagubiony ze swymi uczuciami.- wyjaśnił
staruszek. Marion zamyśliła się na chwilę, po czym znów jakby z lekka sposępniała.
- Więc wychodzi na to, że to przeze mnie są w tak smutnych
nastrojach..- rzekła, dochodząc do takiego wniosku. Na jej słowa, zakonnik
położył jej rękę na ramieniu.
- Nikt Cię nie oskarża, Marion. Wszyscy jesteście w to
wplątani, jednak możesz tu wiele zdziałać. Możesz im pomóc odkryć to, co obaj
czują.
- Myślisz, braciszku?- spytała, znów spoglądając na swego
rozmówcę.- Nie chcę, by obaj tak przez to cierpieli, ale..czy ja coś tu mogę?
Jak mam im pokazać to, co czują, skoro sama w swych uczuciach się gubię?-
spytała znów, kręcąc lekko głową.
- Moja droga, daj sobie trochę czasu. Co więcej, módl się do
Boga. On pomoże odnaleźć Ci właściwą drogę. Zaufaj mu.- odparł Tuck,
uśmiechając się do niej ciepło. Ona zaś po krótkiej chwili milczenia, odwzajemniła
jego uśmiech. Siedzieli tak i rozmawiali jeszcze przez pewien czas, aż w końcu
dziewczyna pożegnała się i odeszła w swoją stronę, pozostawiając zakonnika ze
swą lekturą.
W między czasie, na innej z leśnych polan, przy wodospadzie
pojawił się lekko zdyszany Allan. Podbiegł do drzewa, oparł się o nie i zaczął
dyszeć. Chwilę po nim na polanie pojawił się Will, a za nim David.
- Pierwszy!- rzucił Al, gdy mógł już spokojniej oddychać. Po
chwili poczuł, że Will, który dotarł jako drugi, wpada na niego od tyłu,
przytulając się do jego pleców.
- Drugi!- rzucił zaraz.
- Ej! To nie fair! Zwłaszcza, że rzuciłeś mi kłodę pod
nogi!- oburzył się trzeci, docierając do drzewa. Szkarłatny wyszczerzył ząbki,
odsuwając się od Allana i stając naprzeciwko swego przyjaciela.
- Jak na początku wymyślałeś zasady, nie mówiłeś nic o
kłodach.- rzekł, wytykając mu język.
- Osz Ty cholerny gadzie!- rzucił ze złością jasnowłosy,
rzucając się na bruneta, który uskoczył, po czym zaczął uciekać. Widząc te
ganianki, Al’a zaskoczył sam fakt, że mają jeszcze na nie siłę. On sam musiał
odpocząć, dlatego też przysiadł sobie pod drzewem w cieniu, opierając plecy o
pień.
- Jesteś za wolny, braciszku!- rzucił ze śmiechem
czerwonooki, patrząc za siebie. Odwrócił się i zatrzymał gwałtownie, o mało nie
wpadając do wody. Jednak David nie zdążył wyhamować i wpadł na swego towarzysza,
lądując razem z nim w rzeczce. Widząc całe to zajście, Allan momentalnie zaczął
się śmiać, a wręcz tarzać ze śmiechu. Wyglądali tak komicznie. Jasnowłosy
zaczął podtapiać przyjaciela, któremu z wody wystawały tylko ręce, którymi
machał, raz po raz bijąc niechcący przyjaciela po twarzy lub ciągnąć go za
włosy. Po dłuższej chwili przestali się szarpać, a korzystając z faktu, że już
wylądowali w wodzie, zrzucili przemoczone ubrania, pozwalając sobie na kąpiel.
Jednak dostrzegając w końcu to rozbawienie ich towarzysza, zerknęli na siebie,
a w głowie momentalnie pojawił się chytry plan. Uśmiechnęli się
porozumiewawczo, po czym podpłynęli z wolna do brzegu. Nieświadomy niczego
szatyn ocierał właśnie łzy, które ze śmiechu mu się wyrwały. Niestety, zbyt
późno zorientował się, że coś jest nie tak. Dopiero gdy poczuł, jak jeden łapie
go za jedną nogę, a drugi za drugą, wrócił do świadomości.
- O nie! Nie, nie, nie!- zaczął wołać, próbując chwycić się
czegoś, jednak nic to nie dało i po chwili został wciągnięty do wody, gdzie
zanurkował na krótką chwilę. Wynurzył się szybko, biorąc porządny haust
powietrza, po czym zakaszlał krótko i przetarł dłonią mokrą twarz. Pozostała
dwójka zaczęła się głośno śmiać, przybijając sobie piątkę. Chłopak spiorunował
ich spojrzeniem.
- Zabiję!- rzekł, od razu rzucając się w stronę Will’a,
który odsunął się na bok. W między czasie David zaczął biec w wodzie, próbując
„uciekać”.
- Wiej, Will, bo Allan Cię dorwie i wypatroszy!- rzucił ze
śmiechem do przyjaciela, który również zaczął uciekać. Al rzucił się w ich
ślady, jednak mokre ubranie tak na nim ciążyło, że co chwila tracił równowagę.
W końcu darował sobie i wyczłapał się na brzeg, gdzie wszystko na nim wisiało. Zgromił
jeszcze raz swych towarzyszy spojrzeniem, po czym wrócił pod drzewo. David i
Will przyglądali się jego poczynaniom z zaciekawieniem. Chłopak ściągnął z
siebie przemoczoną koszulę, ukazując swe smukłe ramiona, klatkę piersiową i
płaski brzuch. Zwinął ubranie i począł wyciskać z niego wodę, lecz czując na
sobie spojrzenia, odwrócił się, zerkając na przyjaciół. A widząc ich
spojrzenia, wędrujące po jego odsłoniętej części ciała, momentalnie zrobił się
czerwony na twarzy i odwrócił głowę, by przypadkiem tego nie dostrzegli.
- Nee, Allanku..- zagadnął David, a po jego tonie chłopak
już dobrze wiedział, że to się źle skończy.- Mówiliśmy Ci już, że jesteś bardzo
pociągający?- zapytał, uśmiechając się figlarnie i unosząc jedną brew ku górze.
Po tych słowach Al spojrzał na niego, z lekka zszokowany.
- Tego chyba jeszcze nie słyszałem..-przyznał, patrząc
podejrzliwie to na jednego, to na drugiego.
- Ojooj..czyżbyśmy zapomnieli o tym wspomnieć?- zaśmiał się
Will, zerkając znacząco na jasnowłosego, który w porozumieniu puścił mu oczko.
Jeden i drugi przysunęli się do brzegu, po czym wyszli z wody na trawę. Widząc
to, szatyn od razu poczerwieniał jeszcze bardziej i odwrócił spojrzenie w
zupełnie przeciwną stronę. Ale cóż się dziwić, skoro jego towarzysze byli
całkiem nadzy.
- Moglibyście się ubrać..-rzucił z konsternacją, odchodząc
nieco od drzewa, żeby jeszcze zwiększyć dystans między nimi. Jednak oni z wolna
podążyli jego śladem, a ten fakt sprawił, że młodzieniec zaczął się bać. O
siebie, rzecz jasna. W końcu z nimi nigdy nic nie wiadomo! Ruszył więc
niespiesznym krokiem w stronę wodospadu, starając się utrzymywać dystans na
mniej więcej takim samym poziomie.
- Al, czyżbyś przed nami uciekał?- zapytał z rozbawieniem
ciemnowłosy.
- Jak się ubierzecie to pogadamy!- odparł tamten,
przesłaniając dłonią oczy, nos i znaczną część czerwonych policzków. Jednak
zamiast tego jego przyjaciele zaśmiali się zgodnie, przyśpieszając nieco kroku
i zmniejszając dystans. Widząc to, chłopak odwrócił się gwałtownie, nadal idąc,
tyle, że tym razem tyłem, odsłaniając tylko jedno oko i starając się nie
patrzeć nigdzie indziej, tylko na ich twarze.
- O nie! Macie zakaz zbliżania się do mnie na pięć metrów!-
rzucił pewnie, jednak ta pewność momentalnie znikła, gdy poczuł, że jego plecy
stykają się ze skalistą ścianą z boku wodospadu. Po obu bokach tego cudu
natury były takie wgłębienia, które
świetnie służyły za kryjówkę przy grze w chowanego. I właśnie teraz znalazł się
w takim wgłębieniu i momentalnie nie miał gdzie uciekać.
- No proszę..droga się skończyła.- rzucił David podchodząc
niebezpiecznie blisko do chłopaka, który patrzył na niego szeroko otwartymi
oczami z zaskoczeniem i paniką. Instynktownie skręcił, chcąc iść dalej tyłem
wzdłuż ściany, jednak nawet nie zauważył, gdy za nim pojawił się Will, który
zaraz oplótł go ramionami w pasie.
- Mam Cię.- zamruczał mu do ucha, przez co po ciele
młodzieńca przeszedł dreszczyk.
- Ej! Puszczaj!- rzucił, marszcząc lekko brwi i już miał
zamiar zacząć się szamotać, kiedy to o milimetry przed nim pojawił się
jasnowłosy. I tym samym, Allan znalazł się w pułapce. Jednego miał przed, a
drugiego za sobą. Możliwość ucieczki prysła jak bańka mydlana.
- Co do..- zaczął znów, jednak przerwał momentalnie, kiedy
to twarz Davida i jego znajome oczy pojawiły się tuż, tuż przed jego twarzą.-
Davidzie..jesteś zdecydowanie za blisko..-rzekł, ciszej. Po tych słowach
jasnowłosy zaśmiał się cicho, przez co Al poczuł ciepły oddech na swych ustach.
Jasnowłosy przesunął opuszkami palców po jego szyi w górę, aż do podbródka,
kierując przy okazji jego głowę ciut wyżej.
- Mówisz? To co powiesz, w takim razie, gdy przysunę się
jeszcze bliżej?- zapytał z cichym śmiechem młodzieniec. Allan już miał coś
odpowiedzieć, jednak nie było mu to dane. Czemu? Ano temu, że David spełnił swą
propozycję i zmniejszył dystans między nimi do zera, a pod wpływem delikatnie
wpijających się ust przyjaciela w jego własne, po ciele szatyna przeszedł
dreszcz. Kiedy pierwsza fala zaskoczenia minęła, a Al uświadomił sobie, co
właściwie się dzieje, chciał już odepchnąć od siebie jasnowłosego, jednak w tym
momencie poczuł następny pocałunek, tyle, że na karku, który spowodował kolejny
dreszcz. Chłopak mimowolnie rozchylił nieco usta i westchnął cichutko, co zaś
towarzysz z przodu odebrał jako zachętę, dlatego też pozwolił sobie wsunąć
język między wargi młodszego, rozchylając je jeszcze trochę. Po bardzo krótkiej
chwili Allan kompletnie stracił panowanie nad własnym ciałem i większością
świadomości. Wiedział, że to, co właśnie miało miejsce, w ogóle nie powinno się
dziać. Nie powinien do tego dopuścić. Jednak kolejne pocałunki z obu stron
całkowicie uniemożliwiały mu jasne myślenie. Chciał ich odepchnąć. A może nie
chciał? I tak właśnie gubił się w swych myślach, przez dłuższą chwilę w ogóle
nie reagując na to, co się dzieję, czym pozostała dwójka wcale się nie
przejęła. W końcu jednak coś w Al’u
pękło i z wolna, jakby nieśmiało, odwzajemnił pocałunek Davida, na co ten
uśmiechnął się lekko. Po chwili naparł lekko na przyjaciela, a jednocześnie
Will, będący z tyłu, pociągnął go lekko do siebie. Dzięki temu ruchowi
przesunęli się nieznacznie w tył, aż w końcu ciemnowłosy usiadł sobie na dość
sporym kamieniu, ciągnąc za sobą Allana, który chcąc nie chcąc, wylądował mu na
kolanach. Przez tę czynność pocałunek musiał zostać przerwany, ale dla Davida
nie było to problemem. Sam nie siadał, zamiast tego stanął sobie jak najbliżej,
aby znów zmniejszyć odległość miedzy nimi do minimum. A w między czasie
zlustrował z figlarnym uśmiechem twarzyczkę chłopaka. Na policzkach Allana
widniały rumieńce, oczy mu lśniły, a lekko rozchylone usta wręcz prosiły o
więcej. Wręcz nie można się oprzeć. Jasnowłosy pochylił się nad nim, znów
śmiejąc się cicho.
- Spójrz, Will..nie sądzisz, że nasza księżniczka uroczo się
rumieni?- rzekł, po czym przesunął językiem po rozchylonych wargach młodzieńca,
chwytając go lekko pod brodę.
- Sądzę, że to nie jedyna rzecz, która czyni go tak
uroczym.- dodał ciemnowłosy, mrucząc szatynowi do ucha. W między czasie dłonie
też przestały tak bezsensownie obejmować chłopaka, a zaczęły z wolna wędrować
po jego brzuchu i klatce piersiowej, badając każdy fragment jego nagiej skóry. Al
zmrużył oczy do połowy, a z jego gardła wydobyło się ciche westchnienie. Miał
ochotę się za to skarcić, ale ta myśl równie szybko, jak pozostałe, wypadła mu
z głowy. Pod każdym kolejnym dotykiem czuł przyjemną falę dreszczy, rozchodzącą
się po ciele. A ponieważ obaj byli tak blisko niego, bez problemu wyczuwali
choćby najmniejszy z nich. Nie mówiąc już o tym, że sprawiało im to nie małą
satysfakcję. Każdy ich dotyk palił, jak ogień, nie pozwalając Allanowi nawet
myśleć i kombinować, w jaki sposób mógłby się od tego uwolnić. Przechylił lekko
głowę w bok, mrucząc cichutko, kiedy to usta Davida zsunęły się powoli po jego
policzku i szczęce na szyję, gdzie składały raz po raz delikatne pocałunki. Co
i raz do tej zabawy dołączał również język, którym przesuwał powoli po szyi
chłopaka, wywołując kolejne westchnienia. W między czasie ręce ciemnowłosego
zaczęły wędrować po bokach Al’a. W takim momencie można bez problemu zauważyć
tą więź między Davidem, a Will’em. Ich ruchy były wręcz idealnie
zsynchronizowane. I jak tu uciekać? Jak to przerwać? Gdyby był jeden, może by
się udało, ale z dwoma naraz nie było szans.
W pewnym momencie z gardła młodzieńca wydobył się cichy jęk, gdy jedna z rączek Will’a zahaczyła o jego sutek. Momentalnie rumieńce stały się bardziej intensywne, a Allan zagryzł lekko dolną wargę. O nie, nie miał zamiaru pozwolić sobie na takie odgłosy! Jednak spostrzegłszy ten zadowolony uśmieszek na twarzy Davida, który posyłał właśnie swemu bratu znaczące spojrzenie, nie trudno było się domyślić, że już coś knują. O nie. Al puścił dolną wargę i już miał zamiar coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie Will postanowił bardziej konkretnie dopieścić jego sutek. Co zaowocowało zaraz kolejnym jękiem, a ciało chłopaka wygięło się w lekki łuczek. Na szczęście owe ciche jęki zaraz zostały z lekko przytłumione, gdy jasnowłosy wpił się na powrót w wargi najmłodszego. W miedzy czasie ciemnowłosy nie przestawał swych sztuczek, zajmując się już obydwoma sutkami. Pozwolił też sobie złożyć kolejne pocałunki na karku chłopaka, a na koniec przyssał się do niego na krótką chwilę, zostawiając mu tam ślad w postaci soczystej malinki. A jako, że David nie chciał być gorszy, pod dłuższej chwili zaprzestał pocałunku, przenosząc się znów na szyję i zostawiając taką samą, soczystą malinę z drugiej strony. Allan bez zbędnych sprzeciwów oddawał się wszystkiemu, co wyczyniali. Chwilę później jasnowłosy wsunął nogę, miedzy nogi szatyna, by zaraz otrzeć się o jego krocze. Jeden raz w zupełności wystarczył, by z ust chłopaka wydobył się przeciągły, nieco głośniejszy jęk, zakończony mruczeniem. Al znów zagryzł lekko dolną wargę, uchylając nieco powieki i spoglądając lekko zamglonymi oczętami na jasnowłosego. No, cóż za widok! Aż ciężko się oprzeć. Na jednym razie się nie skończyło, bo chwilę później David zaczął miarowo ocierać się o młodzieńca, z rozkoszą słuchając kolejnych jęków. Allan starał się nieco tłumić te wszystkie odgłosy, ale marnie mu to wychodziło. A co, jak ktoś usłyszy? Zaskoczył go lekko kolejny ruch Will’a, który chwycił go lekko pod brodę i odwrócił nieco jego głowę w swoją stronę, by móc również zakosztować tych słodkich usteczek. Chłopak westchnął cicho, drżąc z rozkoszy i zaraz odwzajemniając owy pocałunek. Przy okazji był wdzięczny, że te wszystkie dźwięki, jakie z siebie wydawał, były teraz bardziej przytłumione. Nim ktokolwiek zdołał się spostrzec, Allan został pozbawiony reszty ubrania. Ten fakt na moment otrzeźwił mu nieco umysł, przez co zaprzestał pocałunku i momentalnie zakrył się jako tako nogami, rumieniąc się jeszcze bardziej. No co? Pomimo tych wszystkich sztuczek, był jeszcze nieco świadomy. Widząc to, David zaśmiał się cicho.
W pewnym momencie z gardła młodzieńca wydobył się cichy jęk, gdy jedna z rączek Will’a zahaczyła o jego sutek. Momentalnie rumieńce stały się bardziej intensywne, a Allan zagryzł lekko dolną wargę. O nie, nie miał zamiaru pozwolić sobie na takie odgłosy! Jednak spostrzegłszy ten zadowolony uśmieszek na twarzy Davida, który posyłał właśnie swemu bratu znaczące spojrzenie, nie trudno było się domyślić, że już coś knują. O nie. Al puścił dolną wargę i już miał zamiar coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie Will postanowił bardziej konkretnie dopieścić jego sutek. Co zaowocowało zaraz kolejnym jękiem, a ciało chłopaka wygięło się w lekki łuczek. Na szczęście owe ciche jęki zaraz zostały z lekko przytłumione, gdy jasnowłosy wpił się na powrót w wargi najmłodszego. W miedzy czasie ciemnowłosy nie przestawał swych sztuczek, zajmując się już obydwoma sutkami. Pozwolił też sobie złożyć kolejne pocałunki na karku chłopaka, a na koniec przyssał się do niego na krótką chwilę, zostawiając mu tam ślad w postaci soczystej malinki. A jako, że David nie chciał być gorszy, pod dłuższej chwili zaprzestał pocałunku, przenosząc się znów na szyję i zostawiając taką samą, soczystą malinę z drugiej strony. Allan bez zbędnych sprzeciwów oddawał się wszystkiemu, co wyczyniali. Chwilę później jasnowłosy wsunął nogę, miedzy nogi szatyna, by zaraz otrzeć się o jego krocze. Jeden raz w zupełności wystarczył, by z ust chłopaka wydobył się przeciągły, nieco głośniejszy jęk, zakończony mruczeniem. Al znów zagryzł lekko dolną wargę, uchylając nieco powieki i spoglądając lekko zamglonymi oczętami na jasnowłosego. No, cóż za widok! Aż ciężko się oprzeć. Na jednym razie się nie skończyło, bo chwilę później David zaczął miarowo ocierać się o młodzieńca, z rozkoszą słuchając kolejnych jęków. Allan starał się nieco tłumić te wszystkie odgłosy, ale marnie mu to wychodziło. A co, jak ktoś usłyszy? Zaskoczył go lekko kolejny ruch Will’a, który chwycił go lekko pod brodę i odwrócił nieco jego głowę w swoją stronę, by móc również zakosztować tych słodkich usteczek. Chłopak westchnął cicho, drżąc z rozkoszy i zaraz odwzajemniając owy pocałunek. Przy okazji był wdzięczny, że te wszystkie dźwięki, jakie z siebie wydawał, były teraz bardziej przytłumione. Nim ktokolwiek zdołał się spostrzec, Allan został pozbawiony reszty ubrania. Ten fakt na moment otrzeźwił mu nieco umysł, przez co zaprzestał pocałunku i momentalnie zakrył się jako tako nogami, rumieniąc się jeszcze bardziej. No co? Pomimo tych wszystkich sztuczek, był jeszcze nieco świadomy. Widząc to, David zaśmiał się cicho.
- Ojooj, nasza królewna się zawstydziła.- rzekł, posyłając
Al’owi uśmiech. Ten zrobił lekko naburmuszoną minę.
- Nie nazywaj mnie tak..- mruknął cicho, odwracając
spojrzenie gdzieś w bok. Jasnowłosy przesunął opuszkami po zewnętrznej stronie
uda młodzieńca, przez co znów przeszły go dreszcze.
- No nie wiem, nie wiem…A co Ty na to, Will?- spytał,
zerkając na ciemnowłosego.
- Hm..no skoro królewna mu się nie podoba, to może zostać
Allanek. Chociaż ja i tak będę go nazywać tak, jak mi się będzie podobało.-
rzekł Szkarłatny.
- Racja, bracie.- przytaknął mu David, znów przesuwając
opuszkami po udzie chłopaka, przez co ten wciągnął powietrze z cichym sykiem.
- Nie mówcie o mnie, jakby mnie tu nie było!- oburzył się z
lekka Al, krzyżując ręce na piersi i zerkając to na jednego, to na drugiego.
- Ależ ten Allanek dziś marudny.- skomentował Will.
- Mówiłem, że..-zaczął znów Allan, mając zamiar się po
wykłócać, jednak nie dane mu było skończyć, bo w tym samym momencie jasnowłosy
przesunął opuszkami po jego przyrodzeniu. Chłopak momentalnie zagryzł znów
dolną wargę, starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
- Mówiłeś coś, Al?- spytał Will, szczerząc ząbki w uśmiechu.
Chłopak znów chciał coś powiedzieć, jednak David powtórzył swoje działanie, dlatego
też szybko zasłonił ręką usta i znaczną część zarumienionych policzków,
wgryzając się lekko we wnętrze swej dłoni.
- I co tak nagle zamilkłeś, hm?- znów zapytał ciemnowłosy.
- No proszę, ależ ta nasza księżniczka się podnieciła.-
dodał po chwili David, uśmiechając się figlarnie. Wszystkie te ich teksty
działały na młodzieńca tak zawstydzająco, że jego twarz wręcz płonęła. Już miał
zamiar wygarnąć im, by się zamknęli, jednak w momencie, gdy tylko odsłonił
usta, wydobył się z nich niespodziewany jęk, spowodowany kolejnym delikatnym
dotykiem na jego przyrodzeniu.
- Mam Cię.- rzucił jasnowłosy, szczerząc się wesoło. Bynajmniej,
kiedy to ścigali się po lesie, Al’owi nawet przez myśl nie przeszedł fakt, iż to wszystko może się tak skończyć. I
tym razem młodzieńcy postawili na swoim, a jemu nie udało się wywinąć. Jednak z
czasem chyba zaczął tracić tą świadomość, bo kolejne poczynania towarzyszy, żar
ich ciał, które z obu stron go otaczały, szybko przyprawił go o zapomnienie. Reszta
tego południa minęła dość sielankowo, jedynie niektóre zwierzęta o wyostrzonym
słuchu mogły dosłyszeć rozchodzące się gdzieś w oddali rozkoszne jęki, które
wiatr figlarnie niósł po sporej części Sherwood’skiego lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz