Uwaga!
Blog o tematyce YAOI, może zawierać treści przeznaczone dla osób dorosłych. Jeżeli tematyka w jakikolwiek sposób Ci nie odpowiada, prosimy o opuszczenie bloga. Pozostałym zaś życzymy miłej lektury :)

wtorek, 17 września 2013

7. Zabawa

Następne dni mijały w dość ciężkiej atmosferze. David, Will i Allan nie rozumieli tych wiecznych nieobecności pozostałej dwójki na polanie. A kiedy już byli, to zwykle na zmianę. W ciągu dnia przychodził John, robił to co zwykle, czyli przygotowywał jedzenie plus jakieś drobiazgi, zamieniał z towarzyszami parę słów i odchodził, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, na jak długo.
Robin wciąż bywał wśród swoich jedynie okazjonalnie, jednak owe nieobecności nie były już spowodowane odwiedzaniem Marion. Coraz rzadziej ją widywał, a ona coraz bardziej martwiła się o niego. Całymi dniami i nocami wędrował po lecie, czasem wybywając nawet na dwa, albo trzy dni. Chodził sam, tak samo jak John, obaj pogrążeni w wiecznym zamęcie myśli i uczuć. Ich drogi przecinały się bardzo rzadko, a jeśli już się to zdarzyło, nie dochodziło między nimi do takich radosnych rozmów lub zabaw. Czasem, gdy już łaskawie zamienili kilka słów, mówili jakby szyfrem, którego nikt z pozostałej trójki nie potrafił odszyfrować. Tak jakby wiedzieli o czymś, o czym oni nie wiedzieli, i jakby cały czas do tego nawiązywali, jakby z lekką pretensją. Zresztą, ciężko było z tych rozmów wyczytać coś konkretnego, tak samo z ich twarzy. Ta paleta emocji i barw, która zawsze im towarzyszyła, nagle gdzieś zniknęła. Braciszek Tuck częściej bywał na polanie, aby pomagać pozostałej trójce i jakoś zastępować rolę tych, którzy wciąż byli nieobecni. Sam nawet nie wiedział, jak wytłumaczyć im, co się dzieje z ich przyjaciółmi.
Któregoś razu zawitała na polanie Marion, szukając Robina lub John’a, ale zastała jedynie zakonnika, studiującego lekturę. Podeszła do niego powoli, a ten, zauważając jej obecność, uśmiechnął się, zamykając książkę.
- Witam Cię, Marion. Jak widzę postanowiłaś zawitać na polanie. –zaczął, siadając na kamieniu i proponując dziewczynie miejsce obok siebie.
- Witaj, braciszku. Tak..miałam nadzieję, że zastanę tu kogoś, kto odpowie mi na dręczące mnie pytania..-rzekła, przysiadając obok.
- Chętnie Cię wysłucham, moje drogie dziecko.- odparł, znów posyłając jej życzliwy uśmiech.- Co Cię trapi?- spytał. Ona spojrzała gdzieś w bok, po czym westchnęła cicho.
- Martwię się, braciszku.. Słyszałam, że ostatnimi dniami John i Robin często znikają, nie mówią zbyt wiele, nie śmieją się. Z Robinem miałam okazję spotkać się raz czy dwa, i wystraszyła mnie ta pustka na jego twarzy. Żadnego uśmiechu, żadnych grymasów, żadnych emocji..tylko to dziwne zamyślenie i przygnębienie w jego oczach. Pytałam, co się stało. Raz nawet już chciał coś powiedzieć, ale gdy spojrzał mi w oczy, nagle urwał i zakończył, jakby nie chodziło to nic ważnego. A potem odszedł przed siebie, tłumacząc, że chce pobyć sam. Z John’em jest to samo. Dane mi było zobaczyć go, jak spaceruje po leśnych ścieżkach lub polanach z taką samą, nieodgadnioną zadumą na twarzy. Z nim również próbowałam rozmawiać, jednak kończyło się tak samo. To do nich takie niepodobne..- rzekła dziewczyna, ze smutkiem i troską spoglądając gdzieś przed siebie. - Ah, bracie, czy nie wiesz, o co może chodzić? Co ich tak bardzo męczy? Co się stało z tymi młodzieńcami, którzy jeszcze niedawno potrafili razem śmiać się z najdrobniejszych rzeczy?- spytała, zwracając znów spojrzenie na starca. Ten spoważniał i zamyślił się na chwilę. Wiedział, o co chodzi, jednak nie wiedział, czy uda mu się przekazać jej to w sposób zrozumiały. Jednak jej spojrzenie, pełne niewiedzy, męczącej bezsilności, niepewności i troski o nich obu, sprawiło, iż ciężko mu się na sercu zrobiło.
- Moja droga..-zaczął, wzdychając cicho.- ..wiem, co im dolega.
- Co takiego?- spytała, pełna nadziei na wyjaśnienia.
- Rozterki miłosne..-rzekł mężczyzna, uśmiechając się lekko. Na twarzy Marion zagościł pytający wyraz.
- Jak to?- zapytała, nie rozumiejąc do końca, o co chodzi.
- Ah, Marion..znasz ich od bardzo dawna, czyż nie? Jesteś z nimi związana bardzo silną przyjaźnią. Co więcej, wiem, że bardzo ich kochasz. Wiesz, jak silna więź łączy ich ze sobą. Znają się od zawsze, zawsze i wszędzie byli razem, jeden nie odstępował drugiego na krok. Jeden za drugim skoczyłby w ogień, cały świat mógłby im paść do stóp, a oni nawet by na to uwagi nie zwrócili. Podziwiam ich i obserwuję od dzieciństwa. Patrzę jak rosną, jak się rozwijają, jak dojrzewają, a siła, która ich ze sobą łączy, staje się tak twarda i niezniszczalna, jak nie jeden mur obronny by chciał. Odkąd pamiętam, wiedziałem, że nadejdzie kiedyś taki dzień. A odkąd Ty pojawiłaś się w ich życiu, wiedziałem również, że sprawa przyjmie taki, a nie inny obrót. – powiedział duchowny.
- Mówisz, że..- zaczęła ciemnooka, lekko zdumiona faktem, do którego dążył Tuck.
- Tak, moja droga. Co więcej..to, co jest między nimi, już dawno wykroczyło poza schematy ludzkiego myślenia. Jednak są w tym tak bardzo zagubieni głównie ze względu na Ciebie. Przez to, co się miedzy Tobą, a Robinem stało przez ostanie dni, wprowadziło go teraz w rozdarcie, bo sam nie wie, co tak naprawdę czuje. A ponieważ John od początku wiedział o tym, co was łączy, również czuje się w tym wszystkim zagubiony ze swymi uczuciami.- wyjaśnił staruszek. Marion zamyśliła się na chwilę, po czym znów jakby z lekka sposępniała.
- Więc wychodzi na to, że to przeze mnie są w tak smutnych nastrojach..- rzekła, dochodząc do takiego wniosku. Na jej słowa, zakonnik położył jej rękę na ramieniu.
- Nikt Cię nie oskarża, Marion. Wszyscy jesteście w to wplątani, jednak możesz tu wiele zdziałać. Możesz im pomóc odkryć to, co obaj czują.
- Myślisz, braciszku?- spytała, znów spoglądając na swego rozmówcę.- Nie chcę, by obaj tak przez to cierpieli, ale..czy ja coś tu mogę? Jak mam im pokazać to, co czują, skoro sama w swych uczuciach się gubię?- spytała znów, kręcąc lekko głową.
- Moja droga, daj sobie trochę czasu. Co więcej, módl się do Boga. On pomoże odnaleźć Ci właściwą drogę. Zaufaj mu.- odparł Tuck, uśmiechając się do niej ciepło. Ona zaś po krótkiej chwili milczenia, odwzajemniła jego uśmiech. Siedzieli tak i rozmawiali jeszcze przez pewien czas, aż w końcu dziewczyna pożegnała się i odeszła w swoją stronę, pozostawiając zakonnika ze swą lekturą.
W między czasie, na innej z leśnych polan, przy wodospadzie pojawił się lekko zdyszany Allan. Podbiegł do drzewa, oparł się o nie i zaczął dyszeć. Chwilę po nim na polanie pojawił się Will, a za nim David.
- Pierwszy!- rzucił Al, gdy mógł już spokojniej oddychać. Po chwili poczuł, że Will, który dotarł jako drugi, wpada na niego od tyłu, przytulając się do jego pleców.
- Drugi!- rzucił zaraz.
- Ej! To nie fair! Zwłaszcza, że rzuciłeś mi kłodę pod nogi!- oburzył się trzeci, docierając do drzewa. Szkarłatny wyszczerzył ząbki, odsuwając się od Allana i stając naprzeciwko swego przyjaciela.
- Jak na początku wymyślałeś zasady, nie mówiłeś nic o kłodach.- rzekł, wytykając mu język.
- Osz Ty cholerny gadzie!- rzucił ze złością jasnowłosy, rzucając się na bruneta, który uskoczył, po czym zaczął uciekać. Widząc te ganianki, Al’a zaskoczył sam fakt, że mają jeszcze na nie siłę. On sam musiał odpocząć, dlatego też przysiadł sobie pod drzewem w cieniu, opierając plecy o pień.
- Jesteś za wolny, braciszku!- rzucił ze śmiechem czerwonooki, patrząc za siebie. Odwrócił się i zatrzymał gwałtownie, o mało nie wpadając do wody. Jednak David nie zdążył wyhamować i wpadł na swego towarzysza, lądując razem z nim w rzeczce. Widząc całe to zajście, Allan momentalnie zaczął się śmiać, a wręcz tarzać ze śmiechu. Wyglądali tak komicznie. Jasnowłosy zaczął podtapiać przyjaciela, któremu z wody wystawały tylko ręce, którymi machał, raz po raz bijąc niechcący przyjaciela po twarzy lub ciągnąć go za włosy. Po dłuższej chwili przestali się szarpać, a korzystając z faktu, że już wylądowali w wodzie, zrzucili przemoczone ubrania, pozwalając sobie na kąpiel. Jednak dostrzegając w końcu to rozbawienie ich towarzysza, zerknęli na siebie, a w głowie momentalnie pojawił się chytry plan. Uśmiechnęli się porozumiewawczo, po czym podpłynęli z wolna do brzegu. Nieświadomy niczego szatyn ocierał właśnie łzy, które ze śmiechu mu się wyrwały. Niestety, zbyt późno zorientował się, że coś jest nie tak. Dopiero gdy poczuł, jak jeden łapie go za jedną nogę, a drugi za drugą, wrócił do świadomości.
- O nie! Nie, nie, nie!- zaczął wołać, próbując chwycić się czegoś, jednak nic to nie dało i po chwili został wciągnięty do wody, gdzie zanurkował na krótką chwilę. Wynurzył się szybko, biorąc porządny haust powietrza, po czym zakaszlał krótko i przetarł dłonią mokrą twarz. Pozostała dwójka zaczęła się głośno śmiać, przybijając sobie piątkę. Chłopak spiorunował ich spojrzeniem.
- Zabiję!- rzekł, od razu rzucając się w stronę Will’a, który odsunął się na bok. W między czasie David zaczął biec w wodzie, próbując „uciekać”.
- Wiej, Will, bo Allan Cię dorwie i wypatroszy!- rzucił ze śmiechem do przyjaciela, który również zaczął uciekać. Al rzucił się w ich ślady, jednak mokre ubranie tak na nim ciążyło, że co chwila tracił równowagę. W końcu darował sobie i wyczłapał się na brzeg, gdzie wszystko na nim wisiało. Zgromił jeszcze raz swych towarzyszy spojrzeniem, po czym wrócił pod drzewo. David i Will przyglądali się jego poczynaniom z zaciekawieniem. Chłopak ściągnął z siebie przemoczoną koszulę, ukazując swe smukłe ramiona, klatkę piersiową i płaski brzuch. Zwinął ubranie i począł wyciskać z niego wodę, lecz czując na sobie spojrzenia, odwrócił się, zerkając na przyjaciół. A widząc ich spojrzenia, wędrujące po jego odsłoniętej części ciała, momentalnie zrobił się czerwony na twarzy i odwrócił głowę, by przypadkiem tego nie dostrzegli.
- Nee, Allanku..- zagadnął David, a po jego tonie chłopak już dobrze wiedział, że to się źle skończy.- Mówiliśmy Ci już, że jesteś bardzo pociągający?- zapytał, uśmiechając się figlarnie i unosząc jedną brew ku górze. Po tych słowach Al spojrzał na niego, z lekka zszokowany.
- Tego chyba jeszcze nie słyszałem..-przyznał, patrząc podejrzliwie to na jednego, to na drugiego.
- Ojooj..czyżbyśmy zapomnieli o tym wspomnieć?- zaśmiał się Will, zerkając znacząco na jasnowłosego, który w porozumieniu puścił mu oczko. Jeden i drugi przysunęli się do brzegu, po czym wyszli z wody na trawę. Widząc to, szatyn od razu poczerwieniał jeszcze bardziej i odwrócił spojrzenie w zupełnie przeciwną stronę. Ale cóż się dziwić, skoro jego towarzysze byli całkiem nadzy.
- Moglibyście się ubrać..-rzucił z konsternacją, odchodząc nieco od drzewa, żeby jeszcze zwiększyć dystans między nimi. Jednak oni z wolna podążyli jego śladem, a ten fakt sprawił, że młodzieniec zaczął się bać. O siebie, rzecz jasna. W końcu z nimi nigdy nic nie wiadomo! Ruszył więc niespiesznym krokiem w stronę wodospadu, starając się utrzymywać dystans na mniej więcej takim samym poziomie.
- Al, czyżbyś przed nami uciekał?- zapytał z rozbawieniem ciemnowłosy.
- Jak się ubierzecie to pogadamy!- odparł tamten, przesłaniając dłonią oczy, nos i znaczną część czerwonych policzków. Jednak zamiast tego jego przyjaciele zaśmiali się zgodnie, przyśpieszając nieco kroku i zmniejszając dystans. Widząc to, chłopak odwrócił się gwałtownie, nadal idąc, tyle, że tym razem tyłem, odsłaniając tylko jedno oko i starając się nie patrzeć nigdzie indziej, tylko na ich twarze.
- O nie! Macie zakaz zbliżania się do mnie na pięć metrów!- rzucił pewnie, jednak ta pewność momentalnie znikła, gdy poczuł, że jego plecy stykają się ze skalistą ścianą z boku wodospadu. Po obu bokach tego cudu natury  były takie wgłębienia, które świetnie służyły za kryjówkę przy grze w chowanego. I właśnie teraz znalazł się w takim wgłębieniu i momentalnie nie miał gdzie uciekać.
- No proszę..droga się skończyła.- rzucił David podchodząc niebezpiecznie blisko do chłopaka, który patrzył na niego szeroko otwartymi oczami z zaskoczeniem i paniką. Instynktownie skręcił, chcąc iść dalej tyłem wzdłuż ściany, jednak nawet nie zauważył, gdy za nim pojawił się Will, który zaraz oplótł go ramionami w pasie.
- Mam Cię.- zamruczał mu do ucha, przez co po ciele młodzieńca przeszedł dreszczyk.
- Ej! Puszczaj!- rzucił, marszcząc lekko brwi i już miał zamiar zacząć się szamotać, kiedy to o milimetry przed nim pojawił się jasnowłosy. I tym samym, Allan znalazł się w pułapce. Jednego miał przed, a drugiego za sobą. Możliwość ucieczki prysła jak bańka mydlana.
- Co do..- zaczął znów, jednak przerwał momentalnie, kiedy to twarz Davida i jego znajome oczy pojawiły się tuż, tuż przed jego twarzą.- Davidzie..jesteś zdecydowanie za blisko..-rzekł, ciszej. Po tych słowach jasnowłosy zaśmiał się cicho, przez co Al poczuł ciepły oddech na swych ustach. Jasnowłosy przesunął opuszkami palców po jego szyi w górę, aż do podbródka, kierując przy okazji jego głowę ciut wyżej.
- Mówisz? To co powiesz, w takim razie, gdy przysunę się jeszcze bliżej?- zapytał z cichym śmiechem młodzieniec. Allan już miał coś odpowiedzieć, jednak nie było mu to dane. Czemu? Ano temu, że David spełnił swą propozycję i zmniejszył dystans między nimi do zera, a pod wpływem delikatnie wpijających się ust przyjaciela w jego własne, po ciele szatyna przeszedł dreszcz. Kiedy pierwsza fala zaskoczenia minęła, a Al uświadomił sobie, co właściwie się dzieje, chciał już odepchnąć od siebie jasnowłosego, jednak w tym momencie poczuł następny pocałunek, tyle, że na karku, który spowodował kolejny dreszcz. Chłopak mimowolnie rozchylił nieco usta i westchnął cichutko, co zaś towarzysz z przodu odebrał jako zachętę, dlatego też pozwolił sobie wsunąć język między wargi młodszego, rozchylając je jeszcze trochę. Po bardzo krótkiej chwili Allan kompletnie stracił panowanie nad własnym ciałem i większością świadomości. Wiedział, że to, co właśnie miało miejsce, w ogóle nie powinno się dziać. Nie powinien do tego dopuścić. Jednak kolejne pocałunki z obu stron całkowicie uniemożliwiały mu jasne myślenie. Chciał ich odepchnąć. A może nie chciał? I tak właśnie gubił się w swych myślach, przez dłuższą chwilę w ogóle nie reagując na to, co się dzieję, czym pozostała dwójka wcale się nie przejęła.  W końcu jednak coś w Al’u pękło i z wolna, jakby nieśmiało, odwzajemnił pocałunek Davida, na co ten uśmiechnął się lekko. Po chwili naparł lekko na przyjaciela, a jednocześnie Will, będący z tyłu, pociągnął go lekko do siebie. Dzięki temu ruchowi przesunęli się nieznacznie w tył, aż w końcu ciemnowłosy usiadł sobie na dość sporym kamieniu, ciągnąc za sobą Allana, który chcąc nie chcąc, wylądował mu na kolanach. Przez tę czynność pocałunek musiał zostać przerwany, ale dla Davida nie było to problemem. Sam nie siadał, zamiast tego stanął sobie jak najbliżej, aby znów zmniejszyć odległość miedzy nimi do minimum. A w między czasie zlustrował z figlarnym uśmiechem twarzyczkę chłopaka. Na policzkach Allana widniały rumieńce, oczy mu lśniły, a lekko rozchylone usta wręcz prosiły o więcej. Wręcz nie można się oprzeć. Jasnowłosy pochylił się nad nim, znów śmiejąc się cicho.
- Spójrz, Will..nie sądzisz, że nasza księżniczka uroczo się rumieni?- rzekł, po czym przesunął językiem po rozchylonych wargach młodzieńca, chwytając go lekko pod brodę.
- Sądzę, że to nie jedyna rzecz, która czyni go tak uroczym.- dodał ciemnowłosy, mrucząc szatynowi do ucha. W między czasie dłonie też przestały tak bezsensownie obejmować chłopaka, a zaczęły z wolna wędrować po jego brzuchu i klatce piersiowej, badając każdy fragment jego nagiej skóry. Al zmrużył oczy do połowy, a z jego gardła wydobyło się ciche westchnienie. Miał ochotę się za to skarcić, ale ta myśl równie szybko, jak pozostałe, wypadła mu z głowy. Pod każdym kolejnym dotykiem czuł przyjemną falę dreszczy, rozchodzącą się po ciele. A ponieważ obaj byli tak blisko niego, bez problemu wyczuwali choćby najmniejszy z nich. Nie mówiąc już o tym, że sprawiało im to nie małą satysfakcję. Każdy ich dotyk palił, jak ogień, nie pozwalając Allanowi nawet myśleć i kombinować, w jaki sposób mógłby się od tego uwolnić. Przechylił lekko głowę w bok, mrucząc cichutko, kiedy to usta Davida zsunęły się powoli po jego policzku i szczęce na szyję, gdzie składały raz po raz delikatne pocałunki. Co i raz do tej zabawy dołączał również język, którym przesuwał powoli po szyi chłopaka, wywołując kolejne westchnienia. W między czasie ręce ciemnowłosego zaczęły wędrować po bokach Al’a. W takim momencie można bez problemu zauważyć tą więź między Davidem, a Will’em. Ich ruchy były wręcz idealnie zsynchronizowane. I jak tu uciekać? Jak to przerwać? Gdyby był jeden, może by się udało, ale z dwoma naraz nie było szans.
W pewnym momencie z gardła młodzieńca wydobył się cichy jęk, gdy jedna z rączek Will’a zahaczyła o jego sutek. Momentalnie rumieńce stały się bardziej intensywne, a Allan zagryzł lekko dolną wargę. O nie, nie miał zamiaru pozwolić sobie na takie odgłosy! Jednak spostrzegłszy ten zadowolony uśmieszek na twarzy Davida, który posyłał właśnie swemu bratu znaczące spojrzenie, nie trudno było się domyślić, że już coś knują. O nie. Al puścił dolną wargę i już miał zamiar coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie Will postanowił bardziej konkretnie dopieścić jego sutek. Co zaowocowało zaraz kolejnym jękiem, a ciało chłopaka wygięło się w lekki łuczek. Na szczęście owe ciche jęki zaraz zostały z lekko przytłumione, gdy jasnowłosy wpił się na powrót w wargi najmłodszego. W miedzy czasie ciemnowłosy nie przestawał swych sztuczek, zajmując się już obydwoma sutkami. Pozwolił też sobie złożyć kolejne pocałunki na karku chłopaka, a na koniec przyssał się do niego na krótką chwilę, zostawiając mu tam ślad w postaci soczystej malinki. A jako, że David nie chciał być gorszy, pod dłuższej chwili zaprzestał pocałunku, przenosząc się znów na szyję i zostawiając taką samą, soczystą malinę z drugiej strony. Allan bez zbędnych sprzeciwów oddawał się wszystkiemu, co wyczyniali. Chwilę później jasnowłosy wsunął nogę, miedzy nogi szatyna, by zaraz otrzeć się o jego krocze. Jeden raz w zupełności wystarczył, by z ust chłopaka wydobył się przeciągły, nieco głośniejszy jęk, zakończony mruczeniem. Al znów zagryzł lekko dolną wargę, uchylając nieco powieki i spoglądając lekko zamglonymi oczętami na jasnowłosego. No, cóż za widok! Aż ciężko się oprzeć. Na jednym razie się nie skończyło, bo chwilę później David zaczął miarowo ocierać się o młodzieńca, z rozkoszą słuchając kolejnych jęków. Allan starał się nieco tłumić te wszystkie odgłosy, ale marnie mu to wychodziło. A co, jak ktoś usłyszy? Zaskoczył go lekko kolejny ruch Will’a, który chwycił go lekko pod brodę i odwrócił nieco jego głowę w swoją stronę, by móc również zakosztować tych słodkich usteczek. Chłopak westchnął cicho, drżąc z rozkoszy i zaraz odwzajemniając owy pocałunek. Przy okazji był wdzięczny, że te wszystkie dźwięki, jakie z siebie wydawał, były teraz bardziej przytłumione. Nim ktokolwiek zdołał się spostrzec, Allan został pozbawiony reszty ubrania. Ten fakt na moment otrzeźwił  mu nieco umysł, przez co zaprzestał pocałunku i momentalnie zakrył się jako tako nogami, rumieniąc się jeszcze bardziej. No co? Pomimo tych wszystkich sztuczek, był jeszcze nieco świadomy. Widząc to, David zaśmiał się cicho.
- Ojooj, nasza królewna się zawstydziła.- rzekł, posyłając Al’owi uśmiech. Ten zrobił lekko naburmuszoną minę.
- Nie nazywaj mnie tak..- mruknął cicho, odwracając spojrzenie gdzieś w bok. Jasnowłosy przesunął opuszkami po zewnętrznej stronie uda młodzieńca, przez co znów przeszły go dreszcze.
- No nie wiem, nie wiem…A co Ty na to, Will?- spytał, zerkając na ciemnowłosego.
- Hm..no skoro królewna mu się nie podoba, to może zostać Allanek. Chociaż ja i tak będę go nazywać tak, jak mi się będzie podobało.- rzekł Szkarłatny.
- Racja, bracie.- przytaknął mu David, znów przesuwając opuszkami po udzie chłopaka, przez co ten wciągnął powietrze z cichym sykiem.
- Nie mówcie o mnie, jakby mnie tu nie było!- oburzył się z lekka Al, krzyżując ręce na piersi i zerkając to na jednego, to na drugiego.
- Ależ ten Allanek dziś marudny.- skomentował Will.
- Mówiłem, że..-zaczął znów Allan, mając zamiar się po wykłócać, jednak nie dane mu było skończyć, bo w tym samym momencie jasnowłosy przesunął opuszkami po jego przyrodzeniu. Chłopak momentalnie zagryzł znów dolną wargę, starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
- Mówiłeś coś, Al?- spytał Will, szczerząc ząbki w uśmiechu. Chłopak znów chciał coś powiedzieć, jednak David powtórzył swoje działanie, dlatego też szybko zasłonił ręką usta i znaczną część zarumienionych policzków, wgryzając się lekko we wnętrze swej dłoni.
- I co tak nagle zamilkłeś, hm?- znów zapytał ciemnowłosy.
- No proszę, ależ ta nasza księżniczka się podnieciła.- dodał po chwili David, uśmiechając się figlarnie. Wszystkie te ich teksty działały na młodzieńca tak zawstydzająco, że jego twarz wręcz płonęła. Już miał zamiar wygarnąć im, by się zamknęli, jednak w momencie, gdy tylko odsłonił usta, wydobył się z nich niespodziewany jęk, spowodowany kolejnym delikatnym dotykiem na jego przyrodzeniu.
- Mam Cię.- rzucił jasnowłosy, szczerząc się wesoło. Bynajmniej, kiedy to ścigali się po lesie, Al’owi nawet przez myśl nie przeszedł  fakt, iż to wszystko może się tak skończyć. I tym razem młodzieńcy postawili na swoim, a jemu nie udało się wywinąć. Jednak z czasem chyba zaczął tracić tą świadomość, bo kolejne poczynania towarzyszy, żar ich ciał, które z obu stron go otaczały, szybko przyprawił go o zapomnienie. Reszta tego południa minęła dość sielankowo, jedynie niektóre zwierzęta o wyostrzonym słuchu mogły dosłyszeć rozchodzące się gdzieś w oddali rozkoszne jęki, które wiatr figlarnie niósł po sporej części Sherwood’skiego lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz